środa, 31 lipca 2019

Rozdział 11- "Pogawędka w bieliźnie i wybór dalszego kursu"





Gdy udali się na piętro, zostawiając Fergusona w rękach Białego Misia, Laura wybrała pokój najbardziej oddalony od schodów.

Stawiając kroki na korytarzu słychać było jak podłoga okropnie skrzypi, toteż uznała, że to najbezpieczniejszy z pokojów. Ktokolwiek chciałby się włamać do niej musiałby wywołać przy tym taki hałas, że utalentowana zabójczyni usłyszy go nawet we śnię.

Z lekkim niezadowoleniem, odkryła, że w szafie znajdują się same sukienki, które choć wyglądały pięknie i bez wątpienia były drogie, Laura nie ubrałaby nigdy z własnej nieprzymuszonej woli.

Na balkonie znalazła dość sporą beczkę z deszczówką, więc postanowiła po prostu wymyć stare ubrania z wszelkiego błota i pyłu. Biustonosz i majtki rzuciła daleko w morze i wyjęła z półki nowe, które jej się spodobały.

Zmęczona położyła się do łóżka ale nie mogła zasnąć. Ciągle słyszała ten irytujący śmiech w swojej głowie.

Podczas gdy biła się z myślami, próbując nie słuchać głosów w jej głowie, ktoś zapukał do jej pokoju. Wściekła na własną beztroskę Laura, wstała z łóżka, chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi jednocześnie chowając się za nimi.

Jakaś postać weszła do środka rozglądając się. Ukryty w cieniu człowiek, włożył ręce za pas szukając czegoś. Gdy usłyszała metalowy pogłos typowy dla lufy pistoletu nie czekała ani chwili dłużej.

Kopniakiem zamknęła mocno drzwi. Nim tajemniczy napastnik zdążył się obrócić, dostał cios w szyję a następnie w brzuch co zgodnie z oczekiwaniami powaliło go na ziemię.

Stopa Laury wylądowała na twarzy obcego, który wyjęczał coś co przypominało połączenie jęku z bólu i rozbawienia.

-Hej Laura-wycharczał głos spod jej stopy.-Nie wszedłem akurat jak się całkiem rozebrałaś zgadza się?

-Ach to ty Dick-mruknęła zabójczyni z lekkim zawodem w głosie.-Przykro mi to mówić twojej fantazji, ale jestem ubrana. Lepiej mi teraz powiedz, dlaczego mnie chciałeś zabić?

-Cholerna z ciebie profesjonalistka, wszędzie widzisz morderców! Powinnaś zmienić zawód i zostać ochroniarzem jakiegoś bogatego zboka. Niektórzy by zapłacili by prawie naga dziewczyna zrobiła im coś takiego.

Pirat nagle poczuł ulgę czując, że Laura podnosi nogę. Uspokojony chciał wstać ale okazało się, że zabójczyni chciała tylko mocniej go przycisnąć i rozpędzona stopa znów przyparła go do ziemi.

-Zadam to pytanie jeszcze dwa razy. Jeśli nie odpowiesz na pierwsze to przebijesz się przez podłogę aż spadniesz na parter. W przypadku gdybyś przeżył, to zrobię to samo tylko, że w tym przypadku to będzie molo. A więc co tam mówiłeś?

-Przyszedłem…pogadać…o Białym…Misiu!-wyjęczał z trudem Dick a gdy Laura rozluźniła nieco ścisk dodał szybko: -według Pekka, ty i Sorkvild możecie mieć z nim kłopoty!

Zabójczyni puściła go całkowicie i podeszła do balkonu zamykając okno przez które wlatywało świeże morskie powietrze. Podniosła z półki pudełko zapałek i zaświeciła dziwaczny siedmioramienny świecznik, który dawał niepokojący fioletowy płomień.

-Stary dziwak-pomyślała na głos myśląc o Białym Misiu.-To co mi chciałeś dokładnie przekazać?-spytała się Dicka, odwracając się. Zaskoczona zauważyła, że pirat stoi tyłem do niej-Czy ty się mnie wstydzisz?-spytała wyraźnie rozbawiona.-Kto by pomyślał, że z korsarza może być taki wyjątek. Tyle zgwałconych córek kupieckich a ten dalej się rumieni!

-Nie mieszam pracy z życiem prywatnym- odpowiedział zaskakująco poważnym tonem.-Trzymam się zasad etykiety i nie zamierzam niszczyć twojej i tak wątpliwej godności.

-Dobra no to mów do mnie tyłem, to na pewno jest cecha dobrego wychowania-mruknęła Laura siadając na krześle i krzyżując nogi.-Zatem co chciałeś mi powiedzieć?

-Biały Miś był w przeszłości łowcą czarownic.

Laura uniosła brew lekko zaciekawiona, czekając aż pirat powie coś więcej. On jednak milczał więc zniecierpliwiona dziewczyna zapytała:

-No i co dalej?

-Cóż, właściwie to tyle…-powiedział Dick nie wiedząc czego ona jeszcze od niego chcę.-Biały Miś jest byłym zabójcą magów. Zajmował się ich znajdywaniem, przeprowadzaniem przed obliczę sądów ale najczęściej zabijał ich i wypłacano mu za to nagrodę.

-Łał ty naprawdę traktujesz mnie jak dziecko-westchnęła dziewczyna.-Nie urodziłam się wczoraj, wiem doskonale o czym mówisz, mój znajomy z dzieciństwa był…

Sama będąc zaskoczona tym nagłym wyrażeniem emocji, Laura uderzyła się kilka razy po twarzy, co nie umknęło uwadze pirata, który już od dłuższej chwili wyciągał szyje jak najbardziej na prawo w stronę leżącego na półce małego lusterka.

-Wszystko jasne, Sorkvild ma spory kłopot. Teraz tylko powiedz co ja mam z tym wspólnego?

-Cóż nie do końca zrozumiałem Pekka ale chyba w przypadku gdy zginie, zniszczona zostaje również głowa i…

-Coś ty powiedział-syknęła Laura tak jadowitym głosem, że Dick znów patrzył się prosto.-Niby z jakiej to racji?

-Pamiętasz jak go nosiliśmy na noszach w drodze tutaj? Przez całą drogę mruczał pod nosem coś w jakiś języku z północy. Pekko, który jak wiesz też jest z tamtych stron, przetłumaczył większość z tego co mówił. Okazało się, że on i gadająca głowa są związani jakimś Paktem Ograniczonej Kontroli. Według Kapitana polega on mniej więcej na tym, że czarodziej zawiera pakt z jakąś istotą i jeśli zginie to ta istota zostaje zniszczona w dość wybuchowy sposób.

-A więc dlatego tak długo mu zajęło przejście przez ten portal-mruknęła Laura z lekkim podziwem w głosie.-Zatem w najlepszym interesie zarówno moim jak i Fergusona jest utrzymanie Sorkvilda przy życiu. On ma pewność, że nie wybuchnie a ja, że nie stracę nagrody za głowę Gibona.

Dziewczyna zaczęła się śmiać. Najpierw to był cichy, ledwo słyszalny przez Dicka chichot, który następnie przerodził się w obłąkany śmiech podstawionego pod ścianą szaleńca.

-Cholerny geniusz-wycedziła dusząc się ze śmiechu.-Normalnie geniusz!

-Tak właśnie…-mruknął niezręcznie pirat.-Przekazałem już wszystko od Pekka także… Chyba już pójdę zanim Kapitan wróci od Sorkvilda.

-O nie nigdzie nie idziesz-głos Laury nagle stał się głęboki i wyzywający-mam już dość gości na dziś więc upewnię się, że tu zostaniesz do rana.

Gdy nastał ranek cała czwórka zebrała się na parterze w Sali jadalnej. Ich gospodarza jeszcze nie było, ale zasiedli do stołu jakby czekała na nich mała uczta.

Sorkvild wydawał się być wesoły ale widać było jak lustruje szafki z wymuszonym uśmiechem jakby spodziewał się, że w którejś z nich schowany jest Ferguson.

Laura wydawała się być dziwnie rozmarzona i rozkojarzona. Ze zmrużonymi oczami gawędziła z Sorkvildem, co chwila poprawiając swój warkocz.

Dick, który wyglądał jakby najmniej się wyspał, gapił się w sufit i bezgłośnie poruszał ustami jakby się do kogoś modlił. Siedzący obok niego Pekko, który kiedyś nauczył się od pewnego egzotycznego wróżbity, czytania z ust, spoglądał kątem oka na młodszego kolegę, wzdrygając się po każdym wypowiedzianym przez niego zdaniu.

-Bogowie miłosierni wesprzyjcie go-pomyślał błagalnym tonem, który rzadko kiedy się u niego pojawiał.

Nagle usłyszeli ciężkie kroki na korytarzu. Do środka wszedł Biały Miś niosący w rękach tace z owocami, i morskimi skorupiakami.

-Kobieta która zazwyczaj mi gotuję jeszcze siedzi na bagnach, podobnie jak reszta miasteczka-mruknął olbrzym, obrzucając drużynę karcącym spojrzeniem.-Sam nie potrafiłbym nawet usmażyć krewetek, więc musimy dziś zjeść zieleninę…

-Nie jesteśmy na północy, żebyś mógł co dzień jeść surowego niedźwiedzia przyjacielu-powiedział Pekko.

-A tam od razu niedźwiedzia! Surowej rybki bym sobie podjadł nie ma co. Niestety w tej zatoce dawno zabrakło ryb a połowy poza nią mogą nas wpędzić w kłopoty.

-Właśnie a propos tej całej zatoki, to jakim cudem jest połączona z oceanem, przecież dookoła są skały wyższe od największych statków!-spytała Laura nieco bardziej przytomnym tonem.

-W górze dawno temu została wykuta wielka brama-wyjaśnił jej Biały Miś.-Cholernie wielkie, skomplikowane i drogie w budowie, ale przynajmniej działa jako świetna kryjówka.

-To dzieło magów zgadza się?-zainteresował się Sorkvild, odrywając wzrok od szafek.

-A kto inny by tworzył coś tak niedorzecznego? Zamiast jak normalni ludzie budować w płaskich zatokach to zamarzyło im się jeziorko zamiast normalnego portu!

Wielki burmistrz przerwał na chwilę by zjeść na raz sporą porcję bagiennych krewetek, które były tak odpychające, że pozostali ograniczyli się do i tak mocno sycących owoców. Powoli przegryzając cienkie skorupy małych wodnych stworków spoglądał na zebranych w jego pokoju ludzi.

-Spędziłem dwadzieścia lat aby uczynić to miasto bezpieczną przystanią dla wszelkich piratów, przemytników i uciekinierów ze wszystkich stron świata-powiedział dumnym głosem gotowego na wszystko mężczyzny.-Trzymam się na uboczu wiedząc, że mój czas nadchodzi, ale taka jest właśnie kolej rzeczy. Gibon tego kompletnie nie rozumiał…

Olbrzym wstał i podszedł do okna, przez które widać było miasto. Mieszkańcy i przybysze z różnych stron, zaczęli wyłazić na ulicę, szczęśliwi, że obyło się bez zniszczeń i zabierali się do codziennej pracy lub przepuszczania nieuczciwie zarobionych pieniędzy w licznych domach rozrywki.

-Moja mała trzódka musi pozostać bezpieczna za wszelką cenę. Gadałem jakiś czas z gadającym łbem i doszedłem do wniosku, że stwarzacie zagrożenie dla wszystkich dookoła was! Nie możecie tu zostać, zatem muszę się was stąd pozbyć.

Odwróciwszy się spojrzał na siedzącą w napięciu grupkę, udając, że nie widzi oczywistego grzebania w pasie w poszukiwaniu pistoletu, zaciskania niepozornych lecz zabójczych kobiecych pięści i kumulującej się mocy czarodzieja.

-Przykro mi to mówić ale muszę was wyrzucić z Paludy-powiedział Biały Miś czując ciężar w sercu.-Odpłyniecie stąd najbliższym statkiem tam dokąd chcecie.

Z zaskoczeniem zauważył jak wszyscy się uspokajają i uśmiechają się do siebie nawzajem.

-Jesteśmy panu wdzięczni Panie burmistrzu za ten gest-powiedziała Laura z czarującym uśmiechem na twarzy.-Miło mi, że spotkałam tak wychowanego i dobrodusznego człowieka z północy.

-Czekajcie to wy… Nie chcieliście zostać?

Słysząc zakłopotanie w głosie Białego Misia, Pekko zaniósł się śmiechem. Naiwność jego przyjaciela przechodziła jego największe oczekiwania.

-Może trudno ci w to uwierzyć Makel ale nie każdy chciałby spędzić życie w tej zabitej dechami, odizolowanej od świata dziurze! Płyniemy jak najdalej na wschód, gdzie można przynajmniej zjeść coś ugotowanego.

-Mówiłem, że przez was spłoszyło mi kucharkę! To było zresztą głównym powodem mojej decyzji-mruknął urażony olbrzym.-Poza tym nie używaj mojego imienia tak bezmyślnie! Wczoraj wiedziało o nim jakieś trzy osoby w mieście a teraz wie o nim już chyba każdy znając twój wygadany język Pekko!

Gdy skończył mówić nastała nieco niezręczna cisza. Żaden z zebranych nie wiedział czy ma przeprosić czy może oczekiwać od kogoś przeprosin.

-Zatem… Dokąd chcecie płynąć?-spytał w końcu Biały Miś, wyrywając siebie i pozostałych z tej żenującej sytuacji.

-Ticsus-powiedział Sorkvild.

-Sylent-powiedziała jednocześnie z czarodziejem Laura.

Spojrzeli sobie w oczy w wściekle zdeterminowani.

-Mam na Ticsus znajomych, od których mogę zdobyć fundusze, nie wspominając już o moim głównym mecenasie! Sylent jest za daleko na północy!

-Mam do odebrania od Garibaldich nagrodę za głowę największego pirata na tym morzu! Jeśli myślisz, że zrezygnuję z niej dla drobniaków rzucanych w ciebie przez znudzonych kolekcjonerów to grubo się mylisz!

-Przypominam, że w tę głowę wstąpił mag, który zmarł jakieś 113 lat temu! Nie wiem ile kosztowała głowa wcześniej ale teraz jest warta 100 razy więcej.

-Nawet jeśli to i tak zamierzam go oddać! Mam za niego dostać pół miliona w parskich sparkach.

-Osz ty w życiu-mruknął Biały Miś.-Za tyle to i ja bym go oddał.

-Nie wtrącaj się dryblasie-odpowiedziała mu Laura, kompletnie innym tonem niż wcześniej.-Płynę do Sylentu czy to wam się podoba czy nie!

Sorkvild i Laura jednocześnie wstali przewracając swoje krzesła. Piraci znacznie się od nich odsunęli, jednak Biały Miś patrzył spokojnie na nich jak na dwójkę dzieci, którzy zresztą nimi byli w porównaniu do jego wieku i doświadczenia.

-Zanim rozniesiecie mój dom pozwólcie mi coś powiedzieć. Żadnym z moich statków nie popłyniecie prosto na Ticsus.

Laura uśmiechnięta usiadła zrelaksowana, pełna satysfakcji, natomiast Sorkvild zbliżył się do olbrzyma stając tuż przed nim.

-Dlaczego niby nie możemy płynąć na południe?-spytał się kierując wzrok w górę, w stronę twarzy Białego Misia.

-Ponieważ nie lubię tracić swoich statków-odparł i usiadł na krześle. Teraz tylko Sorkvild stał z całej gromadki.-Jakiś czas temu wyspa została objęta pewnym programem kupieckim zwanym: „Szczerym transportem morskim”.

-Badziewna nazwa-parsknął Dick.-O co właściwie w tym chodzi?

-W teorii ma to ograniczyć ludziom takich jak ja, przemytu na szeroką skalę. W praktyce wygląda to tak, że wokół wybrzeża krążą stateczki Srebrnej Kompanii, zatrzymują obcych i włażą na statki w poszukiwaniu nielegalnych

-Zakładam, że kupcy są nad wyraz zadowoleni z tego pomysłu.

-A skądże znowu-zaśmiał się olbrzym z przemyśleń Pekki.-Ten cały pomysł doprowadza wszystkich do szaleństwa! Nie dość, że traci się czas to jeszcze co chwila wychodzą jakieś nieścisłości typu „To nie imbir tylko pieprz”, „To złoto nie ma numeru seryjnego” albo „Statek został zarejestrowany na galeon a jest dużą fregatą”. Zwariować od tego można! A jakie kary są za to takie, że głowa mała!

-Czyli Srebrna Kompania chce więcej zarobić-powiedział zamyślony Sorkvild.-Tylko dlaczego akurat teraz…

-Wieści o zatopieniu „Cichego Ryku” rozeszły się już po morzu-odparł Biały Miś. -Najpewniej boją się, że następca Gibona na stanowisku pirackiego Admirała weźmie ich na swój cel.

-I słusznie-mruknął Dick.-Trzeba złamać ten cały monopol trzech kompanii albo piractwo zostanie wytępione na Długim Morzu!

-Mniejsza z tym na jaką cholerę to zrobili, dużo gotówki zawsze się przyda!-powiedziała zniecierpliwiona tą polityczną pogawędką Laura.- Wiemy, że płyniemy do Sylentu i tego się trzymajmy. Musimy również prosić pana o zwrot naszego towarzysza, wartego pół miliona!-skierowała swój wzrok na Białego Misia.

-Statek odpływa jutro rano. Gdy będziecie na pokładzie odzyskacie Fergusona-odpowiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu.

-Och główka zdradziła swoje imię? Całkiem wyszczekana jak na starego zboka- roześmiała się Laura i wstała z krzesła. -Jeśli to wszystko to pójdę się przewietrzyć i czegoś się napić, oczywiście na koszt ratusza.

-Idziemy razem z tobą-powiedział Dick wskazując na siebie i Sorkvilda.-Kapitan będzie chciał pogadać sam na sam z Białym Misiem, więc damy im spokój. Poza tym naszemu staremu „Profesorowi” przyda się trochę ruchu.

Sorkvild niechętnie wstał z krzesła. Bardziej miał ochotę zostać w pokoju i poczytać w samotności, jednak to spaliłoby jego przykrywkę niedouczonego czarodzieja, nie wspominając jeszcze o zaginionym Fergusonie, który z pewnością był gdzieś głęboko schowany.

Czarodziej podszedł niemrawo do drzwi gdzie czekali już na niego Dick z Laurą. Westchnął lekko i spojrzał krytycznie na dziewczynę.

-Nie chcę cię oceniać, ale może byś przynajmniej ubrała spodnie…
































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz