poniedziałek, 27 lipca 2020

Modele postaci

Postanowiłem trochę lepiej zwizualizować sobie 4 głównych bohaterów, więc postanowiłem przez panel tworzenia postaci w jednej grze stworzyć ich modele. Myślę że dość dobrze odpowiadają książkowemu opisowi choć pojawiać się będą z pewnością błędy i nieścisłości, ale to wszystko będzie się dało z pewnością poprawić. Może to pomoże komuś w czytaniu

Laura:






















































Sorkvild Kruk:






































Dick:










































































Pekko:









































wtorek, 21 lipca 2020

Rozdział 19-"Płacz Laury, nielegalni imigranci i zatęchłe piwnice"

 

W Ciemnym, brudnym i pełnym pleśni pokoju w piwnicy jakiegoś taniego portowego biura, którego łatwo pomylić z magazynem lub przytułkiem, siedziało pięć osób. Dwóch wyraźnie zmęczonych życiem biurokratów i trzech śmierdzących, nieogolonych mężczyzn bez grosza przy duszy ani nawet papierów. Jak łatwo można się domyślić po opisie był to Urząd Do Spraw Nielegalnych Imigrantów w Sylencie, choć rzecz jasna równie dobrze mogło by to być jakiekolwiek miasto w tej części świata.

Dużo starszy urzędnik, najpewniej protokolant, pisał coś na pergaminie (maszyny istniały ale nikt nawet nie pomyślał by je dawać do urzędu tak niskiej rangi) a młodszy uważnie przyglądał się brodaczom, których straż przyniosła tutaj kilka minut temu.

-No dobrze Panowie podsumowujmy-powiedział poprawiając swoje duże okulary.-Płynęliście statkiem, którego nazwy ani imienia kapitana nie pamiętacie i wypływając z portu jakiego nie ma na mapach. Ze statku wyrzucili was przesądni marynarze bo uznali, że przynosicie pecha i dali wam łódkę nie oddając pieniędzy ani dokumentów, zgadza się?

-Mniej więcej tak-pokiwał głową najmłodszy z nich, który zamiast brody miał niewielkiego wąsa.- Dokumentów w sumie nie mieliśmy od początku no i jeszcze była z nami jeszcze jedna pasażerka ale... ale...

-Spokojnie, wszystko rozumiem-machnął dłonią urzędnik.-Ludożerstwo albo gwałt są na porządku dziennym na takich łodziach. Co było a nie ma nie piszemy w rejestr.

-To nie tak-odpowiedział zakłopotany chłopak.-To była zwykła kłótnia biznesowa, nic osobistego i do niczego nie doszło!

Kruczoczarny, nieco starszy „Imigrant" uważający się za archeologa parsknął dusząc śmiech a najstarszy z przybyszy uśmiechnął się kpiąco.

-W końcu nie miałeś takiej prywatności jak kilka tygodni temu w porcie co nie młody?

-A mówiłeś kapitanie, że nic nie słyszał...

-Dobrze panowie, nie interesuje mnie to, powiedzcie lepiej czy wolicie być sądzeni przed sądem za przemyt czy za włóczęgostwo bo coś mi mówi, że tak łatwo was nie puszczę bez łapówki!

Zatrzymani nie wydawali się być kompletnie poruszeni ostrym tonem urzędnika (bo wiedzieli w końcu w jakim urzędzie się znaleźli) i tylko wzruszyli ramionami a Pekko wymamrotał coś w obcym języku co wprawiło w lekką konsternacje protokolanta, który nie wiedział jak w jednym słowie zapisać tyle "ryr".

Przez następnych kilka minut zmuszeni byli słuchać długą listę kar jaka im przysługuję i gdy zaczęli się na poważnie zastanawiać czy lepiej będzie uciec z galery czy z kamieniołomu do drzwi ktoś zapukał. Do środka wszedł kiepsko uzbrojony żołdak i zasalutował niezdarnie przed urzędnikami.

-Panie Średni Inspektorze, na recepcję przyszła jakaś starsza kobieta i prosi żeby Pan Pekko, Sorkvild Kruk i Dick zostali wypuszczeni bo przybyli na jej prośbę i może za nich poręczyć. Obiecała też wynagrodzić Panom stracony przez nich czas-mrugnął znacząco okiem.

Urzędnik kiwnął głową do starszego protokolanta by podał mu pierwszą kartkę z protokołu. Obejrzał ją i dopiero wtedy zwrócił się do strażnika.

-Możecie jej powiedzieć, żeby spieprzała bo z tego co tu mam to nie są to żadni Pekko, Sorkvild czy Dick, tylko Przemek, Stefan i Daniel, a jeżeli nagle zmienią zdanie to za okłamywanie protokolanta jest dodatkowy rok na galerach!

-Mieliśmy mieć wybór-mruknął pod nosem „Przemek" Pekko.-Kto w ogóle używa dziś jeszcze galer?

-Głównie bogate snoby co lubią słuchać jęków setki niewolników i budzić się w oparach ich potu-odparł Inspektor, dający znać protokolantowi by ominął ten fragment rozmowy.-A ty co tu jeszcze stoisz?-Zwrócił się do strażnika.-Leć i powiedz tej babie, że nikogo tu nie ma albo po prostu każ jej spieprzać.

Po szybki i niedbałym salucie w Sali było znowu tylko pięć osób i zapanowała paskudnie długa cisza w czasie której urzędnicy robili poprawki w zeznaniach, zmieniając średnio kilka słów w każdym zdaniu.

Piraci i czarodziej zmuszeni byli jeszcze długo siedzieć przed inspektorem nudząc się niemiłosiernie podczas gdy Laura czekała w ciszy w ciemnym, brudnym i pełnym pleśni pokoju w jakiejś piwnicy co jak się można domyśleć mogło stanowić opis dobrej połowy pomieszczeń w Sylencie, więc na przyszłość można sobie darować opisy „krajobrazu" zatem po prostu powiem, że siedziała w pokoju 12P w podziemnym skrzydle wielkiego domu handlowego rodziny Garibaldich.

Rodzina Garibaldich nie miała bogatej w przygody historii, ot po prostu po Kataklizmie miała dość pieniędzy by wleźć na statek i odpłynąć z północy na względnie przyjazny półwysep należący do królestwa Parsy. W tej ciasnej i mało żyznej krainie, która na dodatek graniczyła z lesistą Mirralią, wszelacy uchodźcy mieli wegetować na granicy nędzy nie zawracając głowę bogatej parskiej szlachcie.

Stary Rajmund Garibaldi był jednak wyjątkowo mściwym i upartym człowiekiem, toteż szybko przejął w mniej lub bardziej legalny sposób majątek pozostałych bogatych rodaków i powoli (przynajmniej z jego perspektywy) zdołał przekształcić biedny obóz w wielkie miasto portowe niezależne od Parsy, która jeszcze kilkanaście lat temu próbowała szturmować wysokie mury miasta.

Dziewięciu synów głowy rodziny i niezliczona ilość wnuków i prawnuków skutecznie rozwijały dzieło Rajmunda stając się coraz bogatszymi, ale też grubymi, mściwymi i co najgorsze niezbyt inteligentnymi.

Jedynym który się wyróżniał z całej tej bandy grubasów był Goli , zwany też Wiecznie Skrytym bo tylko jego nie było widać na licznych balach i ucztach, głownie przez jego zajęcie. Niewielu wiedziało, że ma potencjał by praktycznie rządzić całym miastem poprzez kontrolę nad najbardziej wrażliwym biznesem rodziny Garibaldich, czyli przestępczością.

Można tu się zaciekawić i zadać pytanie „ale jaką przestępczością?". Otóż każdą. Prostytucja, kradzież, morderstwa, przemyt, za wszystko odpowiadał jeden mężczyzna z jednego tylko skrzydła w podziemiach.

Goli bardzo lubił kontakt osobisty z klientem, zwłaszcza gdy była nim kobieta, toteż gdy usłyszał, że w jego pokoju czeka pewna blond-piękność z pośpiechem wkroczył do pokoju nie dając na siebie długo czekać. Uśmiechnięty wszedł do pokoju 12P i już miał się ukłonić i przedstawić gdy zobaczył kto siedzi na jego miejscu. Mina zwiędła mu natychmiast i teraz wyrażała rozczarowanie i obrzydzenie.

-Czółko Gilo jak leci?!-Krzyknęła Laura szczerząc zęby.-Rozczarowany, że zamiast zdesperowanej szlachcianki w średniej wieku masz taką młodą i śliczną dziewczynę?

-Młoda i śliczna to jedyne twoje pozytywne cechy Lauro, cała reszta jest zgniła aż do środka- odparł sucho Goli, ignorując nawet pomieszanie mu imienia.-Wiesz, że gdy coś takiego mówi Garibaldi to musi być z tobą bardzo źle.

Laura tylko pokazała język, zrobił przewrót na biurku i już siedziała na krześle dla interesantów obok którego leżała już torba, której zawartość Goli już się domyślał.

-No dobrze miejmy to z głowy- westchnął ciężko wyciągając z półki jakiś zbiór papierów, niedbale ze sobą związanych.-Jak poszło tym razem? Udało się ocalić chociaż ucho Łysego Gibona z resztek jakie zostały gdy dosłownie wysadziłaś go w powietrze?

-Ohh skąd u Pana takie złe zdanie o mnie?-Zapytała z teatralnie smutną miną i szklanymi oczami.-Myślałam, że łączy nas coś wyjątkowego!

-Tak, jesteś moją jedyną zabójczynią, którą mam ochotę wrzucić do morza przywiązaną do kamienia, ale nie mogę tego zrobić bo masz zbyt dobre wyniki!

-I wzajemnie-odparła Laura zmieniając momentalnie wyraz twarzy na taki pozbawiony jakichkolwiek ciepłych uczuć.-Obejrzyj sobie i mi zapłać, mam coś do zrobienia na mieście-dodała rzucając na stół łysą głowę.

Przez krótką chwilę na twarzy Goli pojawił się triumfalny uśmieszek, którego Laura nie widziała od czasu jak ją po raz pierwszy zatrudnił. Szybko jednak wrócił do profesjonalnej, pozbawionej emocji pozy i wyciągnął z biurka parę rękawiczek.

-Muszę przyznać moja droga, że szczerze mi dziś zaimponowałaś-powiedział przyglądając się z bliska głowie.-Wyjątkowo dobry okaz, tylko kilka dziur i poparzeń, ale trochę formaliny i będzie się pięknie prezentował w...-nagle przerwał i zmrużył mocno oczy. Coś mu się tu nie zgadzało.-Powiedz, czym dokładnie to spreparowałaś, bo standardowa mieszanka to to nie jest.

Rzeczywiście, głowa Łysego Gibona nie rozkładała się ani nie niszczyła tylko z pomocą magii obcego lokatora a nie mieszanki żywic i wydzielin z rybich flaków. Nie trudno się zatem domyśleć, że brak charakterystycznego zapachu był dość podejrzany.

-Pracuje nad nowym przepisem-odparła Laura nawet nie mrugając.- Działa dość dobrze, ale na samą myśl, że mam znowu zdobywać składniki, chce mi się rzygać.

-Zaczęłaś przynosić mi całe głowy zamiast resztek mózgu, więc przynajmniej jakoś się rozwijasz. Na ile się tak w ogóle umawialiśmy?-zapytał, choć doskonale wiedział jaka była stawka.

-100 tysięcy sparków, ale wolałabym dostać je w czarnych negarach.

Goli uniósł jedną brew szczerze zdziwiony, nie będąc pewny czy mówi serio czy też nie. Nikt w normalnych warunkach nie chciałby otrzymać zapłatę w tej walucie. Była używana tylko w krainie na zachodzie za długim morzem, która stroniła od świata i przez to jej skarby rzadko wypływały na wschód. Nie to żeby ktokolwiek je chciał, bo powszechnie uważano, że używanie obsydianu znalezionego w pozostałościach po wielkim meteorycie, który przyciągnęły wichry chaosu jest dość kiepskim pomysłem. Mimo to teoretycznie istniał kurs i można je było wymieniać.

-To będzie jakieś 400 płytek-podrapał się po brodzie.-Zakładam też, że nie przyjmiesz czeku tylko od razu chcesz do ręki, zgadza się?

-Poza Negią nikt oprócz ciebie nie ma dostępu do tylu kawałków meteorytu co ty, więc czek jest bezwartościowy- odpowiedziała z udawanym podziwem w oczach.-Z pewnością nie jest to dla ciebie problem, mam rację?

Długo patrzyli sobie w oczy próbując rozpracować drugą stronę, ale Laury nie dało się tak łatwo zrozumieć, za to wręcz dostawała napadów rozkoszy widząc zadufanego w sobie bogacza, któremu coś nie idzie po myśli i wpędza go to w irytację.

-Po co ci Negska waluta?-zapytał lekko za mocno napinając swoje mięśnie.-Poza nią nikt jej praktycznie nie używa a kraj jest zamknięty, zwłaszcza przez namnożenie się piratów w ostatnich latach.

-O to nie musisz się martwić-odpowiedziała z niewinnym uśmiechem.-Wiem jak się wcisnąć w każdą szczelinę, w końcu tu pracuję.

Na samo wspomnienie dnia, gdy kilka lat temu dziwna dziewczyna wyskoczyła spod jego biurka, znajdując jakoś jego tajne przejście, Goli dostawał drgawek i miał ochotę wymiotować, więc wstał mając nadzieję, że jego brzuch się trochę uspokoi.

-Daj mi godzinę, wszystko przygotuje-wymamrotał przez zęby i wyszedł z pokoju ciężkim krokiem. Laura została sama. No tak jakby sama bo Ferguson zaczął wiercić nosem i parskać przez dokładne zbadanie jego tymczasowego ciała.

-Nie ruszaj się!-syknęła Laura chowając głowę z powrotem do torby.-Goli jest bardzo nieprzewidywalny i nigdy nie wiadomo czy pod biurkiem nie ma wykrywaczy gadających łbów!

-Do geniusza zbrodni mu dość dużo brakuje-powiedział głos z torby.-Miałem wrażenie, że wystarczy, że powiesz „BU!" a biedak zejdzie na zawał.

-Wierz mi, tylko ja tak na niego działam-odpowiedziała bawiąc się swoimi włosami.-Większość ludzi boi się mu spojrzeć w oczy bo wiedzą do czego jest zdolny, ale jeżeli trafi się jakiś cwaniak, który powie cokolwiek co nie jest po jego myśli, to pobyt w sali tortur jest bardziej optymistycznym scenariuszem.

Głowa w torbie zarechotała. Za jego czasów przestępcy, o ile nie byli magami, nigdy nie pokazywali słabości, zawsze starali się zachować twarz i rzadko kiedy mówili prawdę. Kiedy był głową rodziny Fore, czasem zajmował się takimi delikwentami, ale głównie zrzucał odpowiedzialność na dalszych, uzdolnionych magicznie krewnych, bo po prostu niezwykle często się nudził a takie sprawy wymagały o wiele za dużo nudnej pracy i wysiłku.

-No dobra, chce mieć tylko pewność czy dobrze zrozumiałaś: jaki jest plan, od początku do końca?-zapytał Ferguson mając nadzieje, że tym razem nie znajdzie się w nim jakaś eksplozja.

Laura jęknęła znużona ciągłymi wywodami maga. Jej brak odpowiedzialności był na zupełnie innym poziomie niż jego.

-Zabieram Negary i idę...

-Nie tak, od początku!-Ferguson nie widział, że biurko jest tak ściskane przez ręce Laury, że zaraz może pęknąć.-Jeszcze raz!

-Sprzedaje cię Goli w zamian za Negary, które mogą ci przeszkadzać w zaklęciach, które...

-Stop!-przerwał jej szybko.-W jakich konkretnie zaklęciach?

Dziewczyna ścisnęła wargi i głośno zaczęła oddychać przez nos. Naprawdę miała już dosyć tego upierdliwego głosu. Postanowiła nie odpowiadać.

-Hej... jesteś tam?-zapytał nieśmiało Ferguson.

-Gdyby ktoś tu wszedł właśnie byś się zdradził, więc na litość boską ZAMKNIJ GĘBĘ!-krzyknęła na cały głos, tak mocno, że gdyby nie torba to z uszami maga byłoby nie najlepiej.

-Twój krzyk na pewno nie pomo...

W tej samej chwili do środka nieśmiało wszedł Goli z pustymi rękami. Wydawał się naprawdę zdenerwowany.

-Czy coś się stało?-zapytał rozglądając się uważnie po pokoju.-Przyszedłem wcześniej bo...Czy rozmawiałaś z kimś?

Ręka Laury powędrowała do torby i wyciągnęła Fergusona za nos. Dopiero teraz zauważył jak dziewczyna jest wściekła, głodna i rozdrażniona.

-Tak! Gadałam do niego!-krzyknęła zdenerwowana.-Zapomniałam ci powiedzieć, w środku tego łba siedzi dwustuletni zboczony czarodziej, który ma się za pępek świata i uważa, że wszystko mu się należy a tak naprawdę jedyne co wypada z nim zrobić to wziąć go i wyrzucić do pierwszego morza czy jeziora na tyle głębokiego by nikt już więcej nie musiał słuchać jego zrzędzenia!

Głos Laury z każdym kolejnym głosem łamał się coraz bardziej aż dziewczyna schowała twarz w dłoniach i zaczęła szlochać. Goli który myślał, że metaforami mówi o sobie z myślami samobójczymi, nie wiedział co powiedzieć za bardzo w takiej sytuacji. Uznał, że po prostu postara się to szybko uciąć.

-Jeżeli chodzi o twoje pieniądze to sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, głownie przez mojego brata, który zajmuje się skarbcem w którym trzymamy rzadkie waluty-mówił Goli przekrzykując płacz Laury mając nadzieje, że w końcu przestanie.-Upiera się, że część z tych monet może być niedoszacowana i warta więcej więc uparł się, żeby zabrać je do ponownego sprawdzenia dlatego zapłata może być gotowa za tydzień, czy ci to odpowiada?

Laura dalej płakała niczym dziecko, które nie potrafi trzymać w sobie emocji i przy pierwszej złej sytuacji zaczyna płakać, jęcząc coś niezrozumiale.

-Otaczają mnie dranie-łkała ciągle.-Wredni, opryskliwi i zboczeni dranie, które myślą, że jestem walniętą idiotką!

-Oh to z pewnością nieprawda na pewno...

-Traktują mnie jak małą dziewczynkę, sierotę którą można kopnąć na ulicy jakich wiele w tym cholernym, pieprzonym mieście! Nienawidzę tu przyjeżdżać! Gdybym chciała przebywać w takich miejscach, zostałabym w domu i słuchała się rodziców!

Laura żaliła się Goliemu (lub Fergusonowi, albo obu naraz ) dobrych kilka minut, lecz naprawdę nie sposób przytoczyć tutaj wszystkiego co powiedziała bo po prostu dało się zrozumieć tylko co dziesiąte słowo, lub sylabę.

W końcu otworzyła oczy w których nie było prawie widać białek przez nadmiar czerwieni i usiadła prosto co chwila pociągając nosem i wydając dźwięki połączonego jęku i łapania oddechu.

-Tak, tak no dobrze, chcesz chusteczkę?-zapytał się Goli, który jeszcze nigdy tak się nie przejął płaczącą dziewczyną w jego pokoju. Podał jej elegancką białą serwetkę w którą Laura się wysmarkała a oczy wytarła w rękaw bluzy, co tylko podrażniło jej oczy bardziej bo pełno na niej było soli.

-No cóż... mogę coś dla ciebie jeszcze zrobić-zaproponował nieśmiało Goli, nawet nie zdając sobie sprawy jak absurdalnie to musiałoby wyglądać dla kogoś kto go choć trochę zna.-Zapłatę otrzymasz za tydzień, daje słowo!

-Jest... jest w sumie jedna sprawa-wybełkotała Laura.-Mógłbyś za jakąś godzinę albo dwie wysłać kogoś do biura Urzędu Nielegalnych Imigrantów czy jakoś tak i aresztować wszystkich tam pracujących a potem powiesić?

Nagła okrutna prośba Laury trochę go o ironio uspokoiła bo brzmiała już dużo bardziej „normalnie".

-Czy wysłanie do przymusowej pracy wystarczy?-Zasugerował nieśmiało.-Z wieszaniem jest trochę więcej zachodu i mogą się wymknąć, ale ciężkie roboty już mogę załatwić od ręki!

-Dzięki Goli, prawdziwy z ciebie przyjaciel-uśmiechnęła się lekko Laura nie zauważając jak jej przełożony wzdryga się słysząc jak go nazwała.-Muszę już chyba lecieć, zajmiesz się Fergusonem?

-Co? Ach tak, tak, głowa jest bezpieczna, mój brat ten od monet koniecznie chciał ją w kolekcji więc będzie miło leżeć razem z innymi emmm... okazami-zapewniał ją spokojnym tonem, celowo omijając temat konserwowania w trującej formalinie.-Odprowadzić cię?

-Nie dzięki-odparła wstając, ku radości Goli.-Muszę iść wyciągnąć kogoś z tego urzędu zanim twoje półgłówki pomylą ich z urzędnikami.

Po czym machnęła ręką na pożegnanie i lekko chwiejnym krokiem skierowała się do wyjścia. Garibaldi jeszcze przez kilka minut siedział i modlił się by przypadkiem nie zachciała wrócić. W końcu wstał, wziął torbę i wyszedł z pokoju.

Bez słowa mijał szwendających się w różnych sprawach służki i urzędników z wielkim zdziwieniem spoglądających na zazwyczaj pełnego werwy mężczyzny, który teraz wydawał się kompletnie załamany i bardzo zmęczony. Zatrzymał się tylko przy jednym biurze i wymamrotał rozkazy swojemu człowiekowi, który tylko kiwał głową bojąc się zapytać o jakiekolwiek szczegóły.

Po chwili już wspinał się ciężko po schodach, niczym jego dwukrotnie ciężsi krewni, aż nie zdając sobie sprawy znalazł się w pokoju Carlosa, drugiego najchudszego Garibaldiego mającego zaledwie 114 kilogramów. Uważnie przeglądał obsydianowe płytki.

-Nikt normalny nie prosi o zapłatę w Negarach, coś musi być w nich czego nie dostrzegam!-gorączkował się Carlos, nawet nie podnosząc wzroku na zmanierowanego brata.

-Nic w nich nie ma, ten klient po prostu taki jest-odpowiedział Goli, tak żałosnym tonem, że numizmatyk podniósł głowę, pomyślawszy, że to ktoś inny.

-Na Malawina, co ci się stało?-Zapytał poprawiając okulary by przyjrzeć się bratu.-Taki wymagający klient ci się trafił?

-To tylko moja agentka z wypełnionym zleceniem. Przyniosła prezent dla ciebie.

-Aaaa świetnie, świetnie-zacierał ręce podekscytowany Carlos, zapominając o złym stanie brata.-No i jeszcze jak zachowana- zachwalał, przyglądając się głowę-Za taką pamiątkę warto będzie zmarnować tydzień nad tym czarnym syfem! Zaraz schowam to cudo do skarbca a utrwalę gdy tylko będę mieć wolną chwilę-po czym wstał i podszedł do szafki z książkami. Szybkie pociągnięcie za jakąś mało popularną powieść erotyczną, (którą nikt w normalnych warunkach nie miałby śmiałości wyciągać z czyjejś szafy) i szafa się rozsunęła odsłaniając ciemny korytarz.

Carlos zniknął w środku razem z głową, zamykając za sobą ukryte przejście a Goli, który został sam padł ciężko na nadmiernie ozdobionej i przez to niezbyt wygodnej kanapie. Zamknął oczy licząc, że dostanie chwilę na drzemkę w zazwyczaj mało używanym pokoju brata (który nie pasował do opisu piwnicy i przez to był dość wygodny.

Jakąś godzinę później, wiele uliczek dalej, tylnymi drzwiami Urzędu Do Spraw Nielegalnych Imigrantów wymykało się 3 mężczyzn prowadzeni przez jakąś starszą kobietę obwieszoną wieloma wisiorkami. Na szczęście dla nich nie wysłano za nimi nikogo bo, słudzy Goli działali zaskakująco szybko i gdy uciekinierzy przeszli na bardziej ruchliwą ulicę to w tym samym momencie Średni Inspektor i jego protokolant byli budzeni przez agentów Biura do Spraw Zatrudnienia (zarządzanego przez wiadomo kogo), przynoszących dla nich jednostronny bilet do przetwórni ostryg, gdzie mieli pracować aż do emerytur.