sobota, 15 czerwca 2019

Rozdział 6-"Gładokrwiaki opuszczają swoje ciała"





Gdy czarodziej zniknął im z pola widzenia pozostała trójka padła na ziemię i chwyciła się za wystające z podłogi kawałki skał. Zgodnie z przewidywaniami Sorkvilda, niecałą minutę później wisieli swobodnie, kurczowo trzymając się podłogi, która stała się ścianą.

Laura, która miała najmniej problemów z utrzymaniem się, spojrzała w dół próbując dojrzeć, lub chociaż usłyszeć zwariowanego czarodzieja, który czuł się tu jak u siebie w domu. Nie potrafiła zrozumieć jak mógł tak pewnie podejmować decyzje w tak absurdalnych sytuacjach.

Najpierw gdy schodzili w dół po drabinie, którą znaleźli w wieży, Sorkvild postanowił po chwili schodzenia, że muszą teraz się wspinać. Nie wydawał się ani trochę zaskoczony gdy wracając tą samą drogą zamiast wrócić do wieży wylądowali w jakimś dziwacznie zapętlonym korytarzu wypełnionym malunkami kruków. Nawet zniknięcie drabiny nie ruszyło go ani trochę. Laura była już pewna, że jeżeli ma przeżyć, to najlepsze szanse będzie miała u boku tego czarodzieja.

Bez obdarowywania słowa albo chociaż spojrzenia na męczących się niemiłosiernie piratów puściła się kamienia, odbiła się nogami i wskoczyła w dół jak nurek wskakuje do głębokiej wody.

Dick krzyknął za nią, lecz ona również zniknęła w ciemnościach. Młody pirat spojrzał zatem na Pekka, który z zamkniętymi oczami kiwał głową jak mnich, który zasnął w trakcie medytacji.

-Hej kapitanie wstajemy!-krzyknął, lekko szturchając go wiszącą swobodnie nogą. Pirat otworzył oczy i spojrzał zniesmaczony na Dicka, który lekko już uspokojony mówił dalej-Tamta dwójka zleciała w dół a my i tak zaraz spadniemy więc jak będzie? Puszczamy się?

Pekko nie odpowiedział tylko podciągnął się i jedną ręką chwycił inny kamień umieszczony nieco wyżej. Wyglądało na to, że zamierza się wspinać w górę. Powtórzył to parę razy i gdy upewnił się, że wspinaczka jest możliwa spojrzał w dół na wciąż wiszącego niżej Dicka.

-Nie ufam tej dzikiej zabójczyni a tym bardziej temu całemu Sorkvildowi- powiedział Pekko.-Tacy jak on kierują się jedynie własną ciekawością nie zwracając uwagi na to co się dzieje dookoła nich. Jeżeli pójdziemy jego śladem, możemy natrafić na jakąś okropność, na którą będziemy wabikiem.

Przerwał na chwilę swój wywód i po chwili wahania znowu spojrzał w dół, gdzie Dick już powoli zaczął się wspinać. Ich spojrzenia spotkały się, a w spojrzeniu młodego pirata widać było lojalność i determinację. Pekko uśmiechnął się szeroko obnażając swoje zęby.

-Zresztą i tak lepiej wychodzimy na trzymaniu się z tyłu. Znajdziemy wyjście na własną rękę! Jeżeli czarodziej mówił prawdę to wspinając się powinniśmy się znaleźć przy wejściu do wieży!

Dick ochoczo przytaknął mu i już po chwili zrównali się i dalej wspinali się obok siebie a ich zapał nie słabł ani trochę mimo upływającego czasu i coraz słabszych mięśni.

Wspinaczka szybko się jednak zakończyła gdyż obaj piraci w tym samym momencie przywalili w coś głowami. Zaskoczeni spojrzeli ku górze wyciągając ręce. Wzrok mówił im, że nic nad nimi nie ma, lecz dotyk mówił zupełnie coś innego.

-To iluzja-powiedział Pekko mrużąc oczy.-I to cholernie dobra, wygląda jak prawdziwa!

-A to nie jest przypadkiem główna cecha jakiejkolwiek iluzji?-spytał Dick, grzebiąc w swojej kieszeni.-Jak dla mnie to nic takiego niezwykłego, zwłaszcza po tym co dzisiaj widzieliśmy.

-Niby racja, ale trzeba przyznać, że to iście mistrzowska robota. Nie ma żadnych zakłóceń ani różnego rodzaju rozmyć. Te podziemia nawet jak na standardy magów są dość potężnie zaczarowane.

-Profesor…znaczy się Sorkvild, chciał dotrzeć do jakiejś wieży w centrum która podobno ocalała przed zniszczeniem. Myślisz, że jesteśmy tuż pod nią?

-Na pewno tak jest-odparł Pekko spoglądając w stronę Dicka.-Czekaj! Co ty chcesz zrobić?-spytał zdziwiony, widząc jak pirat nakłada na rękę jakiś materiał.

-Zamierzam rozwalić ten sufit gołymi łapami-odparł spokojnie Dick.-Mimo, że nic nie widać to jeśli mój węch i dotyk się nie mylą to ściana jest zrobiona z drewna, które jest już bardziej zgniłe niż w mojej starej kajucie. Powinno się udać ją rozwalić a ten kawałek skóry jest na wypadek drzazg.

-Drewno mogło być wzmacniane ćwiekami, nie mówiąc już o tym, że po drugiej stronie może być lita skała!

Dick zarechotał pukając w sufit szukając najbardziej osłabionego punktu. Jakoś nie bardzo chciało mu się wierzyć, że cokolwiek tutaj trzeba robić ze zdrowym rozsądkiem.

Wymierzył cios i uderzył. Pierwsze uderzenie było bezgłośne, zupełnie jakby bił powietrze, jednak ból w ręce mówił mu co innego. Upewniwszy się, że ręka jest cała, przywalił po raz kolejny.

-Moja ręka zniknęła-jęknął obolały Dick, szarpiąc swoim ramieniem.-Chyba mi się udało przebić… Czekaj… coś tam mam! To chyba jakiś pręt, spróbuje go pociągnąć!

Pirat, próbował po omacku coś znaleźć, starając się przy tym utrzymać równowagę, gdyż na ten moment tylko jedna ręka powstrzymywała go przed lotem w dół.

Nagle krzyknął z bólu i wyszarpał szybko rękę. Zauważywszy że to tylko drzazga uspokoił się i spojrzał w górę szeroko otwierając oczy. Jakimś dziwnym sposobem sprawił, że sufit stał się wyraźnie widoczny.

Tłumiąc śmiech Pekko szturchnął Dicka i wskazał palcem na coś nad nimi. Była to klamka. Wściekły na siebie Dick nacisnął na nią mocno a po nagłym stuknięciu ściana uniosła się i rozdzielając się na boki odsłaniając wejście.

Zmęczeni piraci wgramolili się do środka masując obolałe mięśnie i rozglądając się dookoła po dziwnym pomieszczeniu nie mogąc z wrażenia powiedzieć słowa.

Znajdowali się w niezwykle osobliwym pokoju wypełnionym oszklonymi szafami. W środku nich, na półkach leżały dziesiątki jak nie setki książek o prostych okładkach pozbawionych tych typowych dla bogatych bibliotek pięknych kolorowych linii łączących winiety każdego dzieła, które sprowadzono do rangi ozdoby.

Te książki były książkami badacza. Stare, brudne i pełne plam, które pochodzenie jest tajemnicą nawet dla właściciela. Nieznane dla piratów była również ich zawartość, gdyż żadna nie była opisana.

Pekko otworzył jedną szafkę, niszcząc szklane drzwiczki, które po latach miały już zniszczone zawiasy i wyciągnął pierwszą lepszą książkę. Przeglądnął kilka stron i podał ją Dickowi.

-Wszystko jest w języku Telvanów, nikt nim dzisiaj nie mówi oprócz starców na uczelniach-powiedział lekko zawiedzionym tonem.-Znając życie wszystko jest w języku dawnych czarodziejów.

-No nie do końca, ta jest po Derenhallsku- powiedział Dick, biorąc do rąk kolejną już książkę.-Nigdy w życiu nie widziałem, żeby ktoś tak ładnie pisał w języku tych dziwaków z południa. Znasz może ten język? Większość załogi była pewna że jesteś z południa.

-To że ktoś żyje na swój sposób i nie lubi obcych nie znaczy, że jest dziwakiem-odpowiedział Pekko, choć krzywiąc się na wieść, że ktoś go mógł brać za Derenhallczyka.-Mówiąc szczerze to poznałem kiedyś pewną magnatkę z klanu Magyr, gdy byłem trochę młodszy od ciebie-westchnął wspominając dawne czasy.-Oczywiście poza łóżkiem nie rozumiałem ani słowa z tego co do mnie mówi. Skończyło się na tym, że musiałem uciekać za morze bo ten babsztyl mnie wystawił i jeszcze dołożył nagrodę za moją głowę!

-Biedaczysko-mruknął rozbawiony Dick, nie doprecyzowując o kogo mu chodzi.

Znudzeni piraci przeglądnęli część książek, w końcu jednak uznając, że nie ma to żadnego sensu. Nawet gdyby jakimś cudem znali ten język to i tak przeczytanie czegokolwiek zajęłoby masę czasu. Ktokolwiek pisał w nich, musiał być wyjątkowym dziwakiem, gdyż pisał niespotykanie drobnymi literkami, przez co na jednej stronie znalazłoby się spokojnie po kilka tysięcy słów.

W pokoju były dwie drogi wyjścia: nieskończony korytarz pod nimi oraz niewielkie drzwiczki. Obaj zgodnie doszli do wniosku, że na dziś starczy już wspinaczki (lub spadania) i śmiało ruszyli naprzód, otworzyli je i weszli do kolejnego, jeszcze mniejszego pomieszczenia. Było ono do bólu puste, nudne więc piraci ruszyli do kolejnych drzwi, które niczym nie różniły się od poprzednich.

Pekko chwycił za klamkę i już miał pociągnąć ją do siebie gdy nagle Dick zatrzymał go odpychając go od drzwi. Zanim urażony pirat zdążył zapytać w mało kulturalny sposób, co też się stało spojrzał jeszcze raz na drzwi mrużąc oczy.

Czy te drzwi nie zrobiły się trochę czerwone?

Laura spadając w dół mimowolnie zaczęła na szybko recytować słowa modlitwy przemieszane z toną przekleństw, których znała znacznie więcej niż większość starych wilków morskich.

Później zaczęła się śmiać szeroko rozkładając ręce burząc swoją formację. Perspektywa gwałtownej śmierci przestała ją obchodzić i po prostu cieszyła się chwilą.

W końcu nawet jej śmiech przerodził się w dziewczęcy radosny pisk. Z zamkniętymi oczami wyobrażała sobie, że zeskakuje z najwyższej góry świata i leci niczym ptak, kierując się w stronę południowego słońca, unikając prądów powietrznych i wdychając słony zapach morza.

-Przepraszam cię moja droga ale czy mogłabyś się w końcu uspokoić?-usłyszała znajomy głos.-Od kilku minut czekam aż się w końcu ogarniesz!

Laura zaskoczona otworzyła oczy i zobaczyła pochylonego nad nią Sorkvilda, który był cały i zdrowy. Cała czerwona na twarzy wstała, otrzepała się z kurzu i wyprostowana stanęła przed czarodziejem przyjmując swoją standardową wyniosłą pozę.

-Lubisz patrzeć jak dziewczyna piszczy przed twoimi oczami zboku?-Spytała władczym tonem.-Przebieranki za staruszków nie są wystarczające w zaspokajaniu twojej chorej fantazji? Może zamiast łazić po ruinach zacząłbyś pisać zboczone książki dla ciepłych szlachciców z Parsy?

Sorkvild zachichotał słysząc ten pomysł. Od razu przypomniał mu się znajomy, który wybrał taką ścieżkę kariery i od lat nie mógł przez to zagrzać miejsca w jednym miejscu, dłużej niż kilka miesięcy. Laura nie miała takich dziwnych znajomości, dlatego odwróciła się zdenerwowana i zaczęła oglądać dziwną salę do której wpadła.

Była to niedorzecznie ogromna struktura w kształcie koła z iglastą kolumną pośrodku. Dookoła niej na suficie wydrążone były dziury, przez które musieli tutaj wpaść. Oprócz tego jedynym wyjściem wydawały się być drzwiczki, na których pełno było śladów po ogniu.

Wszystko to sprawiało, że pomieszczenie zdawało się być puste, jakby to miejsce nie było nigdy używane.

-Gdzie my właściwie jesteśmy?-spytała się Laura-To mi przypomina jakiś grobowiec.

-Z tego co widzę to pomieszczenie nigdy nie widziało żywej duszy a zwłaszcza ludzkiej-powiedział Sorkvild, nagle poważniejąc.- Budowniczy tego miejsca nigdy nie weszli do środka, jakby nie chcieli się do czegoś zbliżać-czarodziej podszedł do drzwi.-To coś zamontowano na końcu i nie otwierano nigdy z zewnątrz…

Laurze czarodziej wydawał się dość zagubiony jakby nie spodziewał się, że znajdzie tu coś takiego i rzeczywiście jego oczekiwania były zgoła inne. Miał nadzieję, że znajdzie tu stosy książek, magicznych przyrządów albo przynajmniej jakąś wskazówkę. Niestety oprócz dość ciekawej, lecz mimo wszystko bezużytecznej pułapki z nieskończonym korytarzem, to wieża w Telamor był kompletnie pozbawiony czegokolwiek wartościowego.

Sorkvild szybko zauważył, że Laura, również wydawała się nieco zawiedziona, choć ciężko powiedzieć czy to przez brak złota czy też mrożącej krew w żyłach przygody.

-No trudno, poczekalmy aż ta dwójka w końcu odważy się spaść i spróbujemy się stąd wynieść całą czwórką. Gładokrwiaki powinny trzymać się z dala ode mnie więc jeśli się odpowiednio ściśniemy to…

Czarodziej przerwał na chwilę i zaskoczony spojrzał w podłogę nie wiedząc czy dobrze słyszy. Laura również też to usłyszała lecz nie uznała tego za przesłyszenie bo już przybrała pozycję bojową.

Po raz kolejny rozległ się stuk tym razem głośny i wyraźny. Tym razem również i Sorkvild cofnął się wyciągając ręce do rzucenia zaklęcia.

Wtedy zamiast lekkiego stuku coś ryknęło u dołu i uderzyło w kamienną podłogę przebijając ją na wylot. Z dziury wystawała ludzka ręka która po omacku zdawała się czegoś szukać. Laura podbiegła chcąc powstrzymać ją przed wyjściem na zewnątrz ale Sorkvild chwycił ją za rękę.

-Nie ruszaj tego-syknął zdenerwowany.-Tego wcale nie ma!

-O czym ty…-chciała zapytać Laura ale głos jej zamarł gdy zobaczyła kilkanaście kolejnych rąk.

-To Gładokrwiaki wpadły w tak wielki szał, że opuściły swoje ciała, albo jak wolisz kamienie-wyjaśnił Czarodziej ciągnąc Laurę za sobą, klucząc między wychodzącymi widmami.-Normalnie by coś takiego zobaczyć trzeba być Widzącym a i tak nie zawsze można widzieć takie tłumy.

Laura przeklinała w duchu, mając nadzieje, że jakimś cudem wyjdzie z tego cało. Czarodziej silił się na dżentelmeński spokój i opanowanie ale słabo mu to wychodziło. Widać było, że on sam jest na granicy paniki, szczebiocząc co mu przyjdzie do głowy.

Gdy dobiegli do drzwi, Laura ruszyła otworzyć drzwi, które jednak ani drgnęły. Sorkvild pociągnął ją do siebie i mając wolną przestrzeń wymamrotał coś pod nosem i nagle jego ręce zaczęły się świecić na jasny kolor.

-Filo, Fira, FU!- krzyknął ostatnią inkantacją a z rąk wystrzeliły mu płomienie. Drzwi, które nigdy wcześniej nie odczuły tak silnego zaklęcia niemal natychmiast się zaczerwieniły. Czarodziej zacisnął pięść i gdy ją z powrotem otworzył zamiast ognia powiał potężny podmuch, który rozwalił drzwi, odsłaniając przed nimi wyjście i dwóch piratów leżących na ziemi i krzyczący na Sorkvilda, każdym przekleństwem jakie im przyszło do głowy

sobota, 8 czerwca 2019

Rozdział 5-"Niekończący się korytarz"



Dick rzucił soczystym przekleństwem, kopiąc przy tym z całej siły ścianę. Pekko westchnął tylko zrezygnowany i próbował pocieszyć młodszego pirata, który jednak odtrącił jego rękę. Nastroje nie dopisywały w nowej dwuosobowej załodze.

-Mam… już… dość-wycedził przez zęby Dick opierając się ciężko rękami o ścianę.-Chodzimy tym cholernym tunelem od godziny! Kręcimy się w kółko!

-To niemożliwe-odpowiedział spokojnie Pekko.-Korytarz nie skręcił nawet o stopień więc nie ma mowy żebyśmy byli w jakiejś pętli. Nie da się jednak zaprzeczyć, że coś jest nie tak-dodał pirat, spoglądając na ścianę. Zdawało mu się, że wszystko dookoła nich powtarza się co chwila. Malowidła kruków, złote linie a nawet nieliczne dziury pozostawały w stagnacji a mimo , że piraci szli już dobrą godzinę, to ciągle wracali do początku. Mimo tego Pekko był pewien ,że nie skręcili nawet o odrobinę. Rozwiązanie było zatem tylko jedno.

Nim starszy pirat zdążył opowiedzieć Dickowi o swoich przemyśleniach coś walnęło go lekko w głowę. Zdziwiony odwrócił się i spojrzał na korytarz. Nikogo tam nie było. Spojrzał w górę a potem w dół i w końcu zauważył buta. Zdenerwowany chciał wygarnąć młodszemu piratowi co o nim szczerze myśli ale porzucił ten zamiar gdy zobaczył zdziwioną twarz towarzysza jak i oba buty na jego stopach.

-Skąd… Skąd się to coś wzięło?-spytał Pekko podnosząc buta i uważnie mu się przyglądając.-To coś może być magiczne.

Dick jednak wydawał się nieco bardziej sceptyczny.

-Wygląda jak najzwyklejszy kalosz ze świńskiej skóry, niemożliwe aby był magiczny, świnie są odporne na magię. Nawet moja ciotka to wiedziała.

-Nie no skoro ona tak mówiła, to musi być prawda-zakpił Pekko oglądając uważnie buta.-Ktoś z załogi nie miał takiego na sobie?

-Czy ja wyglądam ci na kogoś kto był w armii? Nikt normalny nie zwraca uwagi na cudze buty!-parsknął Dick wpatrując się w głęboki korytarz.-Teraz tylko pytanie czy chcemy iść w tamtą stronę czy wręcz prze… UWAŻAJ!

Pekko nie zauważył pędzącego w jego stronę noża. Przed ostrzem uratował go refleks jego pierwszego oficera, który w porę odepchnął go od linii strzału. Piraci szybko stanęli na nogi i próbowali wypatrzyć kogoś przed nimi. Nikogo jednak nie było.

Zdenerwowany Pekko wyciągnął zza pasa swój pistolet.

-Nikt nie będzie bezkarnie strzelał do kapitana „Krwawego Ducha”-warknął w nagłym przypływie inspiracji.-Dick, na mój rozkaz ognia!

Początkowo pierwszy oficer chciał zwrócić uwagę na zbyt groteskową nazwę jak na statek, którego w zasadzie jeszcze nie ma, ale uznał, że lepiej będzie tym razem siedzieć cicho i prędko załadował swój pistolet w niecałą minutę.

Gdy Pekko dał znak i pociski poleciały i zniknęły im z widzenia. Szybko przeładowując nasłuchiwali czy coś udało im się trafić. Nie usłyszeli nic szczególnego ale mimo wszystko wystrzelili ponownie. Trzecia salwę powstrzymał nieoczekiwany krzyk od którego niemal wypuścili z rąk pistolety.

-PRZESTAŃCIE STRZELAĆ DO JASNEJ CHOLERY!-słychać było silny kobiecy głos zza prawej ściany.-Prawie mnie trafiliście a na dodatek padłam na swoją kusze i jest już do niczego!

-Co tam twoja kusza, mnie trafili w kolano!-krzyknął kolejny głos tym razem słabszy i należący do mężczyzny.-Gdybym nie spowolnił kuli byłbym już kaleką!

Zdezorientowani piraci patrzyli to na ścianę, to na korytarz przed nimi. Z jednej strony tą sytuacje można by wytłumaczyć echem ale głos zza ściany był na to zbyt wyraźny.

-Przepraszam, że pytam ale moglibyście mi powiedzieć w którą stronę strzeliliście?-usłyszeli ponownie głos mężczyzny.-Och i przydałoby się jeszcze wiedzieć skąd nas słyszycie!

Dick otworzył szeroko oczy gdy myśli mu się rozjaśniły i w końcu domyślił się kto to mówi. Pociągnął znacząco Pekka za ramię i powiedział do niego niemal szeptem:

-To na pewno Profesor bo mówi zbyt starannie jak na kogoś z załogi. Nie wiem jednak kogo należy ten drugi głos.

-Cień-odpowiedział mu, również szeptem, po czym podniósł głowę w stronę ściany i zaczął mówić znacznie głośniej:

-Strzeliliśmy przed siebie a słyszymy was z prawej ściany! But i nóż przyszły z tej samej strony co nasze kule!

Zza ściany było słychać głośną rozmowę poddenerwowanych gości. Najwidoczniej sprzeczali się między sobą. Po chwili znowu usłyszeli głos, który rzekomo należał do profesora.

-Czyli podsumowując wy słyszycie nas z prawej strony, nóż i but przyszły z jednej strony a wy strzeliliście tam skąd przyleciały zgadza się?-Spytał się głos, a gdy usłyszał potwierdzającą odpowiedź od piratów odpowiedział wyraźnie zniecierpliwiony.-My natomiast słyszymy was spod podłogi, but i nóż rzuciliśmy najpierw przed a potem za siebie a kule strzelają do nas ze wszystkich stron! Moja kolejna teoria poszła właśnie do kosza! A byłem taki pewien, że jesteśmy w obracającej się wieży!

Piraci milczeli próbując jakoś uporządkować zdobyte informacje. Pułapka w jakiej się znaleźli była najwidoczniej znacznie bardziej skomplikowana.

-A więc to miejsce nie jest zaczarowane?-Spytał się Dick, próbując zrozumieć dlaczego podziemny tunel nazywany jest wieżą.

-Och ależ oczywiście, że jest zaklęty! Miałem tylko nadzieje , że tutejsi magowie byli w miarę oryginalni. Z jednej strony się zawiodłem, ale przynajmniej będę mógł odgadnąć jakiego czaru tu użyto!

Głos jak na powagę sytuacji miał wyjątkowo podekscytowany i beztroski. Przez chwile nastała cisza i żadna grupa nie powiedziała ani słowa aż piraci poczuli, że podłoga się rusza.

-Wiecie co chłopaki, na waszym miejscu bym podszedł jak najbardziej do lewej ściany! Zamierzam rozwalić jedną ze ścian, która u was powinna być tą po prawej stronie! Uwaga, 3, 2, 1…

Pekko i Dick ledwo powstrzymując panikę rzucili się do lewej ściany, łapiąc się za głowę. Gdy skończyło się odliczanie usłyszeli wielki wybuch z prawej strony a kawałki sufitu spadły tuż za nimi, razem z jakąś dziewczyną i niewiele od niej starszym czarnowłosym mężczyzną z lekko skonfundowanym spojrzeniem.

Piękna blond włosa niewiasta wstała jako pierwsza i przywaliła podnoszącego się czarodzieja w tył głowy, jednak bardziej bolesne było dla niego wspomnienie pomyłki.

-Przepraszam cię Lauro, nie spodziewałem się, że przestrzeń między ścianami się zakrzywia. Parę sekund wcześniej i byśmy spokojnie weszli przez ich ścianę!

Kobieta przewróciła tylko oczami i zwróciła swoją uwagę na dwójkę piratów.

-Ah, jesteście tymi dziwakami, którzy układali kamienie?-zapytała kpiącym tonem- Nie powiem, ładna robota, choć wąż w kilku miejscach wyglądał jakby miał w brzuchu słonia.

-Och, więc zrobiliście Wężową Pętle?-zaciekawił się czarodziej, masując tył swojej głowy.-Nie powiem, sprawdza się w nawiedzonych miejscach ale mimo wszystko to miasto jest jakieś kilka lig wyżej od tak małego egzorcyzmu.

-Małego egzorcyzmu?-wycedził przez zęby Dick.-Przecież przez niego Gładokrwiaki nas otoczyły a potem zmieniły się w jakąś wielką masę i zaczęły do nas strzelać z…na… nawet nie wiem co to do cholery było!

Czarodziej przez chwilę wydawał się jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł powiedzieć ani słowa wyjaśnienia. Na szczęście Pekko już zdążył się domyślić o co chodzi i rzucił na ziemię mapę, którą wcześniej solidnie wraz z Dickiem skrytykował.

-To przez ten szajs nas ścigały-powiedział bez cienia wątpliwości pirat.-To nie jest jakaś badziewna mapa rysowana przez jakiegoś idiotę. Śmierdzi od niej magią. Jest jej niewiele ale zdaje się dość mocna!

-Podziwiam, że to pan zauważył, panie Pekko-powiedział czarodziej, z wyraźnym podziwem w głosie.-Nie spotkałem jeszcze kogoś kto jednocześnie nie jest Widzącym ale potrafi odczuć takie drobnostki.

-Przepraszam, że przeszkadzam ale muszę coś wyjaśnić-wtrącił się Dick.-Rozumiem, że jesteś jakimś magiem w przebraniu starego profesora, ale można wiedzieć kim jest ta piękność?

Pekko parsknął gdy to usłyszał. Dick był jednocześnie wyjątkowo błyskotliwym i pełnym pomysłów człowiekiem, ale czasem nie potrafił połączyć nawet najprostszych faktów. Nim zdążył mu wyjaśnić, dziewczyna odpowiedziała sama:

-Nazywam się Laura Bergolio, miło mi cię poznać-powiedziała przesłodzonym tonem, szeroko się uśmiechając i potrząsając dłoń Dicka.-Obserwowałam was od dawna i wiem co robiłeś przedwczoraj gdy obozowaliście w tym kanionie.

Dick wzdrygnął się słysząc, że ktoś zna sekret, który miał ochotę zabrać do grobu. Nadal nie był pewny kto do to niby jest, ale uznał, że lepiej nie zadawać głupich pytań. Czarodziej wydawał się nawet bardziej zagubiony od niego.

-Czekaj… Czy ty nie mówiłaś, że jesteś Nogareth? Myślałem, że to twoje prawdziwe nazwisko!

-Nie myślałeś chyba, że najlepsza zabójczyni na świecie zdradzi ci swoją prawdziwą tożsamość!-krzyknęła głośno dziewczyna.- Jestem profesjonalistką! Sam powinienieś wiedzieć, że to bardzo ważne Sorkvildzie.

-Niezła z ciebie profesjonalistka, ciekawe czy masz przy sobie głowę?

-Wydaję mi się, że ta babka ma głowę na karku-powiedział szeptem Dick do Pekka

-Nie o to tu chyba chodziło-odpowiedział mu przyglądając się jak Laura wygrzebuje jakąś torbę spomiędzy skał.-Czy tylko mnie coś tutaj nie gra?

Pozostali spojrzeli na Pekka zdziwionym wzrokiem. Po chwili jednak Sorkvild pstryknął palcami rozumiejąc o co mu chodzi.

-Ach chodzi ci o to, że się robi coraz bardziej stromo? No tak zapomniałem wam wspomnieć, że za chwilę runiemy w dół w niekończący się korytarz…

-ŻE CO TAKIEGO?-krzyknęli wszyscy nagle czując, że coraz trudniej jest utrzymać równowagę.

-Och dajcie spokój, nic wam nie będzie po prostu róbcie to co ja-po czym jak gdyby nigdy nic zaczął zbiegać w dół.