wtorek, 23 lipca 2019

Rozdział 10-"Biały Miś"



Sorkvild i Laura rozglądali się z zaciekawieniem dookoła. To czym okazała się być Paluda kompletnie ich zaskoczyło. Rzecz jasna spodziewali się jakiegoś portu ale zupełnie nie o takiej skali.

Było to rozbudowane kamienne miasteczko położone w zatoce, która zdawała się nie mieć połączenia z oceanem. Wzdłuż długiej głównej ulicy zacumowanych było kilkanaście statków o najróżniejszej wielkości. Obok ogromnych kupieckich galeonów, było kilka karawel ale najbardziej w oczy rzucały się smukłe i szybkie fleuty.

Wszystkie statki było widać jak na dłoni, gdyż najwyraźniej tutejsi nie bali się, że ktoś odkryję port. W końcu dookoła nich ciągnęło się wielkie bagnisko a od strony morza nie sposób było cokolwiek wypatrzeć.

Laura szybko przestała interesować się statkami i zwróciła swój wzrok na grupkę żołdaków, która ich zatrzymała. Była to do bólu przeciętna banda szerokich w barach osiłków. W jej oczach większość z nich miała nawet bardziej skretyniałe spojrzenie niż ta dwójka, którą już zdołała poznać.

Jeden z nich ubrany w nieco mniej upaćkaną smołą koszulę drapał się po głowie, najwyraźniej nie mając pojęcia co robić. Praca jako milicjant w Paludze ograniczała się do powstrzymywania bójek i sabotaży statków, nigdy natomiast nie mieli takiej sytuacji jak ta.

Nagle pomiędzy nimi pojawiła się wątła postać mężczyzny ubranego w piżamę ze srebrnymi guzikami, ratując zakłopotanego dowódcę z opresji. Chudy mężczyzna wyjął z kieszeni jakiś pergamin, założył na oczy szkiełko, które dyndało mu na sznurku i wypalił pełen napięcia:

-Przybywacie z Kiełka, zgadza się? Mamy w planie, że ktoś odbierze dostawę wina ale nie wiedziałem, że to będzie odbiór lądowy! Jeśli to wasz plan by omijać cło to grubo się mylicie! Zapłacicie normalną stawkę tak jak jest w tabeli od pana Miśka! 200 parskich sparków plus standardowa opłata za cło i transport, czyli dodatkowych 70 sparków!

-Nie jesteśmy handlarzami, a tym bardziej przemytnikami wina-powiedział spokojnie Pekko robiąc krok w stronę biurokraty.-Jak już mówiłem mamy sprawę do…ekhm „Pana Miśka”.

Chudzielec słysząc to cały się zaczerwienił z wściekłości i oburzenia. Najwyraźniej usłyszał ironię w głosie pirata, gdyż wyciągnął rękę w górę, dając znak swoim ludziom by się przygotowali.

-Pan burmistrz, nie spotyka się z byle kim!-syknął cały czas trzymając rękę w górę, na którą spoglądali jego ludzie w oczekiwaniu aż da im znać by spuścić obcym ostre lanie.-Jeżeli chcecie się z nim spotkać musicie się zwrócić do mnie, a ja może, zaznaczam, może pomyślę czy dam mu o tym znać, Panie… a właściwie to kim wy w ogóle jesteście?-spytał rozglądając się po gromadce.

Pekko zmarszczył czoło, coraz bardziej poddenerwowany opryskliwym biurokratą. Jedyne na co teraz miał ochotę to zmienić spodnie, całe mokre od słonej wody i spotkać się w końcu z Białym Misiem. Postanowił więc zaryzykować i wybrnąć jak najszybciej z tej irytującej sytuacji.

-To jak się nazywam nie jest sprawą ani waszą ani waszych zabijaków. Idziemy do ratusza spotkać się z tym samozwańczym burmistrzem, a jeśli będziecie nas zatrzymywać to zamiast do Białego Misia zwrócimy się do Pana Makela!

Banda żołdaków zaczęła szeptać między sobą próbując się domyślić o co chodzi. Z ich rozmów, można było wywnioskować, że nigdy nie słyszeli o żadnym Makelu. Laura i Sorkvild spojrzeli pytająco na Dicka, jednak on wydawał się wiedzieć niewiele więcej od nich.

Jedynym, który najwyraźniej zrozumiał aluzję był pyskaty biurokrata. Opuścił drżącą rękę w dół, zdjął z oka szkiełko i odpiął jeden z guzików pod szyją, gdyż cały był już czerwony na twarzy.

-Nno dobrze-powiedział chudy zarządca wycierając spocone czoło o rękaw piżamy.-To na kiedy mam was umówić?

-Na teraz!-syknął zniecierpliwiony Pekko.

-Ach, no cóż niestety jest pewien problem- wymamrotał biurokrata.-Pan Burmistrz obecnie śpi…

Pekko przeklną głośno coś w obcym dla pozostałych języku a Dick głośno jęknął zasłaniając twarz rękami.

-Błagam tylko nie to-wyjęczał młodszy z piratów.-Jak długo już śpi?

-Od wczorajszego śniadania-powiedział jeden z żołdaków.-Zasnął podczas gdy podawałem mu wino. Wypił niecałą baryłkę, więc może będzie spać niecały tydzień.

Laura zaniosła się śmiechem, słysząc jak poważnie i bez emocji ktoś mógł powiedzieć tak absurdalne zdanie. Sorkvild się krzywo uśmiechnął, najwyraźniej z całych sił powstrzymując się od parsknięcia. Nawet przez chwilę słychać było chichot z torby dopóki nie została mocno potrząśnięta przez Laurę.

-Nie mam zamiaru czekać całego tygodnia, przez popieprzone ciało tego grubasa!-parsknął nagle Pekko, wprawiając w osłupienie wszystkich dookoła.-Porozmawiam z nim już dziś, choćby nie wiem co! Załoga słuchać mnie!-krzyknął w kierunku swoich towarzyszy.-Idziemy do tego niebieskiego budynku na tym molo by obudzić Białego Misia! Jeśli ktoś was będzie chciał zatrzymać możecie go zabić! Za mną!

Pirat ruszył przed siebie odpychając zarządcę i stojących za nim ludzi, którzy zszokowani nie mieli odwagi go zatrzymać. Dopiero jeden z bardziej ogarniętych trepów zaczął biec wzdłuż ulicy i krzyczeć na całe gardło:

-Uciekajcie, jacyś obcy chcą obudzić burmistrza! Ratujcie się, szybko!

Krzyk był tak głośny, że obudził większą część mieszkańców, nieprzyzwyczajonych do tak nagłych alarmów. Zaspani wstawali z łóżek i otwierali okna chcąc obrzucić żartownisia potokiem przekleństw ale gdy wysuwali głowy na ulicę słyszeli dokładnie całe zdanie i w pośpiechu zamykali okna.

Już po chwili z domów zaczęły wybiegać pierwsze grupki ludzi, ubrane jedynie w piżamy. Wszyscy się wzajemnie przepychali kierując się w stronę bagien. Ze statków zaczęli schodzić marynarze, którzy zostali by pilnować ładunku. Nawet starcy pędzili jakby ubyło im ze trzydzieści lat.

Czwórka towarzyszy, nie licząc gadającej głowy, szła w stronę ratusza podczas gdy dookoła nich toczyła się scenka rodem z apokalipsy.

-Wiecie co, to chyba nie jest najlepszy pomysł-mruknął Sorkvild, gdy ulica była już prawie pusta i widać było tylko pojedyncze pary wspierających się pijaczków.-Nigdzie nam się nie śpieszy, przecież to nie jest niedźwiedź, że śpi całą zimę, zresztą jest środek lata!

-Czarownik ma rację Pekko, budzenie Białego Misia to szaleństwo!-odezwał się Dick.-Może akurat nie zajmie to aż tak długo jak ostatnio…

-Przypominam, że gdy pierwszy raz zawineliśmy do tego portu z Łysym Gibonem, ta gruba świnia kazała nam czekać w tym zakichanym porcie dla przemytników przez tydzień!-powiedział zirytowany Pekko.- Niestety nasz nieświętej pamięci kapitan nie miał odwagi by go obudzić.

-Tu nie chodzi o brak odwagi tylko o zdrowy rozsądek-jęknął Dick, który czuł, że to już stracona sprawa.-Może poślemy po prostu kogoś kto go obudzi, gdy reszta będzie w bezpiecznej odległości, jakiś 10 kilometrów?

-Uważaj żebym ciebie nie posłał-mruknął Pekko zatrzymując się przed okazałym ratuszem i jednocześnie domem burmistrza.- No dobra najpierw wam wyjaśnię o co dokładnie chodzi-powiedział zwracając się do pozostałych.-Biały Miś to w gruncie rzeczy zwyczajny dziwak, którego natura obdarzyła niedźwiedzią siłą i kilkudniowymi drzemkami.

-Niezły przypadek-dobiegł głos z torby.-Słyszałem o takich przypadkach, tyle że dotyczyły ptaków a nie niedźwiedzi polarnych. Jak się domyślam, potrafi nie spać nawet kilka tygodni, zgadza się?

-Podobno to prawda, ale na starość zdarza mu się miesiące gdy częściej śpi niż się w ogóle rusza-powiedział Dick odpinając jeden z guzików torby, tworząc otwór przez który wystawało oko Fergusona.-Mimo to lepiej żebyś nic nie mówił, słyszałem że jest bardziej podejrzliwy niż Kapitan.

Pekko uśmiechnął się krzywo nie mogąc zaprzeczyć. W porównaniu do Białego Misia, był on naiwnym i łatwowiernym bałwanem. Na szczęście wiedział jak to musi rozegrać, jeśli mieli wydostać się z wyspy.

Grupa weszła do środka, pierwszym pokojem była okrągła sala z bogato zdobionym biurkiem, który był miejscem pracy dla zarządcy, zajmującym się pospolitymi interesami. Pekko zignorował boczne drzwi i schody, tylko skierował się prosto do największych drzwi do których była przybita tabliczka ze złoconym napisem: „Gabinet Burmistrza”, a tuż pod nią dużo większa ale bardziej dosadna wielka drewniana deska z namalowanym na czerwono napisem: ”Burmistrz śpi, Zarządca urzęduję w Białej Fali”.

-Kiedy mijaliśmy tą karczmę, większość uciekających kelnerek była półnaga -mruknęła Laura.-Miło ze strony zarządcy, że przynajmniej ubrał na siebie piżamę…

Pekko pociągnął za klamkę. Drzwi okazały się być otwarte, jakby nikomu nie przyszło do głowy, że ktoś może próbować obudzić Burmistrza.

Weszli do niezwykle bogatego a zarazem chaotycznego pokoju wypełnionego dziesiątkami różnych ozdób.

Ściany były przykryte arrasami, z czego każdy z nich pochodził z innej krainy. Obok ciemnych Derenhallskich z wyszytymi padlinożernymi ptakami wisiały srebrne pokryte brokatem fale z wyspy Ticsus, złote łany zbóż parskich i niezbyt urodziwe, za to najcenniejsze rękodzieło z Indygi pełne cennych kamieni.

Na niskich, ledwo zasłaniających arrasy szafkach, leżały figurki przedstawiające chyba każde znane bóstwo w tej części świata. Większość z nich pochodziło z prymitywnych społeczności i przedstawiały zwykłe dzikie zwierzęta i rośliny, którym ktoś nadał boskie znaczenie. Nie brakowało jednak figurek Malawina, władcy mórz i patrona kupców, ponurego jednookiego Kruka czczonego wśród niektórych rodów w Derenhalle i Azara, którego wyznawcy już niemalże wymarli.

Wśród tej szerokiej barwy kolorów, najbardziej zwracała uwagę skóra niedźwiedzia polarnego na podłodze.

-Najwidoczniej stąd wziął się ten pseudonim-pomyślała Laura omijając biednego zwierzaka i podchodząc do biurka.Tylko ono wskazywało, że jest do pokój burmistrza. Całe było pełne papierów, wypełnionymi cyferkami i tabelkami.

-Nikogo tu nie ma-mruknął Sorkvild opierając się o biurko.-Pewnie śpi na piętrze albo którymś z pokoi, które mijaliśmy. Nic tu po nas, chyba, że chcecie coś podebrać z tej kolekcji. Jeśli tak to zamawiam ten Derenhallski arras!

-Po co ci on?-spytała się Laura.-Przecież prawie już się rozpadł. Aż tak lubisz kruki?

-To mój przydomek, o ile nie zapomniałaś-mruknął czarodziej.-Zresztą najpierw znajdźmy tego Białego Misia. Stawiam, że będzie spał…Pekko co ty odwalasz?

Pirat stał bowiem na środku pokoju z wyciągniętym pistoletem. Wpatrywał się w sufit marszcząc czoło, jakby się nad czymś mocno zastanawiał. Dick powoli się wycofywał za drzwi.

-A trudno-mruknął pirat spuszczając głowę w dół.-Najwyżej przeproszę później.

I strzelił w dół.

Pocisk trafił prosto w skórę niedźwiedzia, która wytrzymała to zaskakująco dobrze. Jedynie drobne wgniecenie na którym leżała kula zdradzał, że ktoś w niego strzelił.

Nagle martwe zwierzę drgnęło. Laura i Sorkvild cofnęli się mimowolnie, zaraz jednak się opanowując i z niedowierzaniem uważnie obserwowali w miejscu co się przed nimi dzieje.

Jak się okazało, niedźwiedź poruszył się znowu, w bok pokazując dziurę w podłodze. To co widzieli było tylko górą wielkiego cielska, które niemrawo wstawało, tyłem do dwójki stojącej w kącie przy biurku a przodem do Pekki, który powoli chował pistolet za pas.

Ogromna ponad trzymetrowa bestia stanęła przed znacznie mniejszym piratem. Podniosła łapę do góry, ale nim wymierzyła cios, znacznie niższy człowiek szybkim ruchem ominął uderzenie które nagle nabrało prędkości i uderzyło w półkę z figurkami, która pękła na pół jak patyk, rozsypując przy tym rzeźby bożków po całym pokoju.

-Bogowie ale siła-mruknęła Laura łapiąc lecącego na nią Jednookiego Kruka.-To coś naprawdę mogłoby rozwalić miasto.

Bestia po raz kolejny zaatakowała pirata, który tym razem oprócz uniku wyprowadził najdziwniejszy cios, jaki każdy z tu obecnych kiedykolwiek widział, bowiem zamiast pięści, użył jedynie kciuka. Niedźwiedź stanął nieruchomo, jakby trafiony piorunem. Zaraz jednak otrząsnął się z tego i spoglądał przez chwilę na Pek kę, po czym rozłożył ręce i chwycił pirata w objęcia rubasznie się śmiejąc.

Laura uśmiechnęła się pod nosem. Z pewnością nie mieli do czynienia z dzikim zwierzęciem a jakąś inteligentną istotą. Obeszła pokój dookoła, uważając by nie podejść za bardzo do śmiejącego się niedźwiedzia i stanęła w drzwiach razem z Dickiem który słabo się uśmiechał.

Dokładnie przed nią stał Biały Miś, zwykły człowiek a jednak najbardziej osobliwy jaki miała okazję kiedykolwiek widzieć. Olbrzym okryty był niemal w całości niedźwiedzią skórą, za wyjątkiem twarzy i wewnętrznej części dłoni.

Trzymetrowy wielkolud ściskał pirata coraz mocniej aż w końcu przestał się śmiać, spojrzał pogardliwie w dół i rzucił go za siebie. Na szczęście dzięki Sorkvildowi nie skończył wbity w ścianę, gdyż czarodziej chcąc, nie chcąc stanął mu na drodze i obaj z nieco mniejszą siła przywalili w kąt pokoju.

-Nigdy więcej tego nie rób Pekkoyama-warknął Biały Miś, leniwie się przeciągając.-Następnym razem mógłbym zabić zarówno ciebie jak i tego wypierdka.

-Też cię miło widzieć -jęknął Pekko, powoli wstając z pomocą Sorkvilda.-Widzę, że mimo stu lat na karku nadal masz silną łapę.

-Tylko bez żartów o niedźwiedziach mi tutaj! Ludzie zbyt sobie pobłażają ostatnio w stosunku do mnie! Nawet nie wiesz jak to może być irytujące!

Olbrzym wydawał się być w dość kiepskim humorze toteż Dick postanowił trochę załagodzić sytuację.

-Musicie wybaczyć mojemu kapitanowi panie Miś-powiedział pobłażliwie młody pirat.-Jesteśmy panu winni przeprosiny.

Po czym ukłonił się nisko, co wywołało kolejną salwę śmiechu u giganta.

-W końcu wyszedłeś na swoje i zostałeś kapitanem? No myślałem, że będę musiał czekać do mojej drugiej setki!-powiedział Biały Miś zwracając się do Pekki.-Nie wiem kim do cholery jest ten dzieciak ale trzymaj go blisko siebie. Bez niego w końcu kogoś tak wkurwisz, że oderwie ci łeb-burmistrz Paludy przerwał na chwilę, obdarzył Laurę i Sorkvilda, krótkimi spojrzeniami. Wydawało się, że chce o nich zapytać ale postanowił nie poruszać tego tematu.

-No cóż, mniejsza z tym. Gadaj lepiej gdzie jest Łysy Gibon i ten jego stateczek! Mieliście mi dostarczyć sporo błyskotek już jakiś czas temu!

-Zostaliśmy zaatakowani przez Srebrną Kompanię-odpowiedział Pekko wyciągając z szafy butelkę z rumem, dokładnie wiedząc gdzie szukać.-Statek poszedł na dno razem z łupem i sporą częścią załogi. Przetrwała tylko niecała dwudziestka.

-Te srebrne padalce już zbyt długo wchodzą mi w drogę-warknął olbrzym zabierając z ręki Pekka butelkę i pijąc kilka łyków.-Zatem udało wam się zwiać do Kiełka i co dalej? Nadal nie wiem gdzie pozostała osiemnastka bo ta zabójczyni i ten czarownik raczej nie byli w załodze.

Pociągnął kolejnych kilka łyków zamykając na moment oczy. Gdy je otworzył Laura i Sorkvild stali tuż obok niego. Czarodziej trzymał świecące się ręce w górze, natomiast znacznie niższa dziewczyna celowała w serce, do którego i tak musiałaby doskoczyć.

-Zostawcie go w spokoju-powiedział stanowczo Pekko.-Tego człowieka nie powstrzyma żadne w was!

-Nie bądź dla nich taki surowy Pekkoyama-westchnął olbrzym, bardziej przejęty kończącą się butelką niż grożącym mu karłom.- We dwóch może by mi dali radę, nie jestem już tak młody.

-Najpierw niech powie skąd wiedział kim jestem-powiedziała napiętym głosem Laura.- To kim jestem powinno wiedzieć tylko kilka osób, nie licząc was, barany.

-Oh błagam was, to że ten chłopak jest czarodziejem czuć na kilometr-parsknął Biały Miś, siadając na podłodze tak by nieco wyrównać różnicę wzrostu.-Potrafię wyczuć ruchy waszych dusz. Wśród zwykłych ludzi, siedzi ona cicho i spokojnie, jednak u magów szaleje ona na wszystkie strony bardziej niż pijak w porcie. Dusza dziewczynki natomiast jest zbyt nieruchoma. Cały czas stoi w miejscu, jakby myślała, że dusze obok pożrą ją jak zobaczą, że żyje. Tylko u morderców i fanatycznych ascetów można coś takiego zobaczyć a nie oszukujmy się, na religijną zakonnice mi nie wyglądasz.

Sorkvild zacisnął rękę, gasząc przy tym jej płomień. Laura również się uspokoiła, próbując nie myśleć o leżącej obok torbie.

-Jesteś Widzącym-bardziej stwierdził niż zapytał czarodziej.-I to niezwykle utalentowanym skoro widzisz takie detale.

-Żaden ze mnie Widzący dzieciaku-uśmiechnął się krzywo gigant.-Z wiekiem zacząłem po prostu odczuwać więcej niż przeciętny człowiek. Można powiedzieć, że jestem kimś w rodzaju „Czującego”, czy coś w tym rodzaju. Gdy obudziłem w sobie tę zdolności miałem około trzydziestki i polowałem na pewnego niedźwiedzia polarnego, gdy nagle…

-Starczy już tych rozmów o tobie, zaraz zaczniesz nam opowiadać historię swojego życia, a nie mamy całej nocy!-przerwał mu zniecierpliwiony Pekko.-Chciałeś w końcu wiedzieć co z resztą załogi!

-Nie musicie mi opowiadać szczegółów, domyśliłem się już większości-powiedział pewny siebie Biały Miś, szukający po szufladach biurka, jakiegoś cygara.-Powiedz mi w skrócie co to się zdarzyło.

Pekko opowiedział mu całą historię, bez żadnych kłamstw pomimo potępieńczych spojrzeń Laury i Sorkvilda. Najwyraźniej kłamstwa były również bezużyteczną bronią wobec potężnego olbrzyma.

-Ciekawa historia-mruknął zamyślony Biały Miś.-To, że Gibon jest idiotą wiedziałem od dawna, jednak po jaką cholerę ty tam wchodziłeś to nie potrafię zrozumieć! Twoje tandetne sztuczki nie zadziałają na tak potężne klątwy!

Pirat milczał przez chwilę jakby sam nie był pewny co powiedzieć. W końcu wybełkotał coś o wrodzonej ciekawości.

-No cóż to była twoja decyzja więc jakiś powód musiał być-mruknął Biały Miś zapalając cygaro.-Nie wiem w zasadzie czego ode mnie chcecie, ale odłóżmy to na jutro. Przerwaliście moją drzemkę i muszę trochę się rozbudzić bo jak na razie mam tak zły nastrój, że mógłbym was zabić jakbym usłyszał waszą prośbę. Idźcie na górę, mam tam sporo wolnych pokoi, cholera wie dla kogo. Pogadamy rano.

Cała czwórka kiwnęła głową i pożegnała się z burmistrzem Paludy. Gdy wychodzili krzyknął do nich:

-Zostawcie tylko torbę na dolę. Muszę obić gębę Łysego Gibona za te wszystkie świecidełka, nawet jeśli jest opętana!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz