piątek, 30 sierpnia 2019

Rozdział 13-"Rodzina Fore w Paludze. Odpłynięcie z Popielnej Wyspy"


Topór Derenhallczyka latał po całej karczmie w ślad za unikającą jego ostrza Laurą. Pierwszy cios zniszczył krzesło na którym siedziała dziewczyna, drugi wbił się w barek rozpoławiając go aż do ziemi. Gdyby ktoś miał akurat głowę do liczenia, naliczyłby po krótkiej minucie jakieś pięćdziesiąt ciosów.

-Przestań wreszcie mi odskakiwać-wrzasnął Havran, rozwalając już chyba piąty stolik.-Wiem co kombinujesz! Zanim się zmęczę w końcu uda mi się cię trafić.

Laura nie odpowiedziała, nie chcąc stracić niepotrzebnej energii. Gdy jej przeciwnik wykonał cięcie z boku, ona podskoczyła i wylądowała na rękach na zwalniającym ostrzu. Nim Havran zdążył chociaż mrugnąć ona kopnęła go kilka razy, obracając się na toporze.

Gdy olbrzymi mężczyzna wyprowadził cios swoją wolną ręką, zeskoczyła z powrotem na ziemie lądując tak gładko jakby twarda podłoga była pianką.

-Dawaj Laura, urwij mu łeb-krzyknął Dick, dopingujący wraz z kilkoma innymi pijaczkami.- Nie daj się trafić bo możesz przegrać!

-Nie ma szans na wygraną- powiedział ponuro Sorkvild.-Nie używa prawie swojej prawej ręki. Nadal nie wydobrzała po kuli od Gibona i nocy w twoim pokoju.

-To ja tu jestem poszkodowany- żachnął się Dick.- Leć lepiej jej pomóż!

Czarodziej tylko pokręcił głową i uważnie obserwował ruchy Derenhallczyka. Jego siła mogła być nawet większa od Białego Misia, gdyż nie była prymitywna i dzika, lecz precyzyjna jak zegarek. Każdy ruch topora był starannie przemyślany. Nie było żadnych niepotrzebnych ruchów, niecelnych ciosów czy potknięć. Jedynie nieludzki refleks Laury trzymał ją przy życiu.

Dziewczyna w ogóle nie wyprowadzała ciosów a jedynie szybkie kopnięcia w ramię jej przeciwnika. Szybkie cięcia z boku uniemożliwiały jej podejście do Diogenesa, który nie zważał na kopniaki Laury i uważał tylko aby nie podeszła do niego zbyt blisko.

-Nie może użyć swojej prawej ręki przez tą ranę-zrozumiał w końcu Dick.-Jeżeli zdecyduje się zaatakować a ten wielkolud zablokuje jej lewą rękę to nie będzie miała jak się bronić!

-Dokładnie, jedyne co może robić to trzymać go na odległość i czekać aż opadnie z sił-odparł Sorkvild uważnie się przyglądając.-Niestety coś mi mówi, że on nie zorientuje się w tak prostej sztuczce.

Nagle stało się coś dziwnego. Havran uniósł topór niczym kat i opuścił go w zabójczym tempie, jednak o dziwo ostrze przeleciało tuż obok prawego ramienia Laury, która mimowolnie zrobiła unik w miejsce gdzie jej przeciwnik chciał żeby była. Jego pięść trafiła prosto w brzuch dziewczyny, która głośno jęknęła i poleciała kilka metrów przed siebie, uderzając w końcu w ścianę.

-Chroniłaś nadmiernie prawą rękę ty pyskata wariatko-powiedział Havran czystym, niezdradzającym zmęczenia głosem.-Twoje ciało nie jest w połowie tak dobrze wytrenowane jak moje. Zresztą twoi kamraci powinni mniej komentować a więcej pomagać.-dodał i podszedł do Laury, próbującej złapać oddech. Chwycił ją za gardło i rzucił w kolejną ścianę.

Dziewczyna już nie mogła się ruszyć. Mogła jedynie przeklinać w myślach, słabości swojego kruchego, kobiecego ciała. W pracy zabójcy, równa walka była czymś wyjątkowo rzadkim, jednak Laura nauczyła się pracować w każdych warunkach. Ranna ręka nie miała tu nic do gadania, Havran po prostu był lepszy.

-No dobra a więc teraz…-olbrzym z toporem nie zdążył zdradzić swoich zamiarów, gdyż przerwał gdy poczuł uderzenie butelką w tył głowy. Obrócił się wściekły, czując lecącą strumieniem krew zmieszaną z alkoholem-Który śmiał…-chciał spytać, ale stało się to oczywiste gdy zobaczył znacznie mniejszego mężczyznę, który stanął na barku, za którym wcześniej się schował.

-Dobrze ci radzę, załóż topór z powrotem na plecy i wyłaź, zanim zrobisz coś co będziesz żałował-zabrzmiał głos Dicka, zaskakująco spokojny i pewny.- Ta dziewczyna należy do naszej załogi a w Paludze obowiązuje zasada, że tylko kapitan może zabić swojego podwładnego a pan Pekko nie ma zamiaru oddawać swoich kompanów takim Derenhallskim śmieciom!

-Pirackie prawa są bardziej surowe niż myślałem. Gdybym był piratem może bym się tym przejął, ale nie wiem dlaczego teraz miałoby mnie to obchodzić-odpowiedział Havran ściskając mocniej topór, hamując swoje emocje.- Ta dziewczyna narobiła sporo kłopotów mojemu krajowi, a przede wszystkim mojej rodzinie! Ona…

-Mam gdzieś kim była, co zrobiła i kogo wkurzyła swoją pyskatą gębą! Teraz jej los zależy od kapitana a jeśli ją tkniesz to całą twoją kazirodczą rodzinkę czeka los gorszy od tego co zgotowaliście swoim krewnym po kataklizmie!

Dick zapędził się tak mocno, że nie przemyślał swojego ostatniego zdania. Słysząc tą groźbę, wszyscy bez wyjątku, nieważne jak pijani i poobijani wpatrywali się w niego z niedowierzaniem. Nikt o zdrowych zmysłach nie obrażał rodu Fore. Nikt nie wypomina jego przyszłości. Przede wszystkim nikt nie mógł grozić tej rodzinie, zwłaszcza gdy przed tobą stoi obecny „Diogenes” tej rodziny.

-Tobie dzieciaku chyba naprawdę spieszno na tamten świat-powiedział głębokim głosem Havran, odwracając się od Laury.-Zamierzałem tylko zabić tą sukę ale jak widzę będę musiał się pozbyć także i ciebie kochasiu.

Derenhallczyk spojrzał szybko na leżącą za nim dziewczynę, upewniając się, że nie wstanie i zaczął iść w stronę młodego pirata. Dick nawet nie drgnął tylko patrzył prosto w oczy idącej ku niemu śmierci.

Nagle „Śmierć” padła na ziemię. Oszołomieni gapie mrugnęli po kilka razy nie mogąc wyraźnie zobaczyć wielkiego kształtu, który nagle wpadł do środka, chwycił Derenhallczyka za głowę i z ogromną mocą cisnął nim o podłogę.

Tym kształtem była jedyna osoba na wyspie, która mogła położyć Havrana Fore gołymi pięściami. Burmistrz Paludy stał w samym środku karczmy i trzymał Derenhallczyka za głowę.

-Nie obchodzi mnie czy jesteś piratem, królem czy psem! Na mojej wyspie każdy przestrzega pirackiego prawa tak jak powiedział ci ten dzieciak!

-HUUUH?-zakrzyknęli niemal wszyscy w karczmie.

-Ten wielki kretyn stał przed drzwiami-pomyślał Sorkvild i zobaczył jak do środka wchodzi jeszcze trzech ludzi. Dwóch z nich znał, byli to Pekko i Dudek, ten szkutnik, który wymknął się zanim na dobre zaczęła się walka. Trzeciej osoby nigdy w życiu nie widział, ale gdy go zobaczył poczuł jak z czoła spływa mu kropla zimnego potu.

Był to niewysoki mężczyzna ubrany w drogą, skórzaną kurtkę z wyszywanymi ozdobami zrobionymi z dziwnego kamienia. Podobnie jak Havran ukrywał swoją twarz, jednak szal który nosił był gładki niczym jedwab, bez śladu brudnego włosa. Na głowie miał czarną fedorę z wyszytym herbem rodziny Fore: krukiem, wroną i gawronem siedzących na gałęzi.

-Nie minęło trzydziestu minut od waszego przybycia Rajmundzie a już jeden z twoich krewniaków zdemolował jedną z lepszych spelunek w mieście-powiedział Biały Miś puszczając oszołomionego Havrana.-Doceniam podarki, które mi przywiozłeś, jak i to, że zachowałeś wobec mnie szacunek, jednak nie zamierzam puszczać płazem mordowania moich drogich gości! Do wieczora macie opuścić Paludę! Powiedziałem wam już zresztą wszystko co chcieliście.

-Rozumiem pana, panie Miś-powiedział przybysz cichym i wyraźnie zirytowanym głosem.-Mój kuzyn zachował się wyjątkowo karygodnie, nawet jak na niego. Obiecuje, że ten jego wybryk nie…

Rajmund przerwał na chwilę i z uwagą przyjrzał się pobitej dziewczynie, która wstawała o własnych siłach i wpatrywała się z uśmieszkiem w jego strone. Poznał ją od razu. Ostatni raz widział tą przeklętą twarz wiele lat temu. Na sam jej widok w środku zaczął zbierać w nim gniew ale z zewnątrz nie dało się tego poznać. Odwzajemnił uśmiech, choć warga mu nieco drgnęła przy wymuszonej minie.

-Witaj Lauro-powiedział Rajmundo i podszedł do niej. Dziewczyna wyciągnęła rękę a on ją lekko chwycił i szybko pocałował. Odsunął się o krok, jakby czuł wobec niej odrazę.-Nie widzieliśmy się odkąd byłaś czternastoletnią dziewczyną. Z wyjątkiem warkocza niewiele się w tobie zmieniło.

-Miło też jest niezwykle miło Rajciu-powiedziała wesołym, dziecięcym tonem, nie zważając na niechęć szlachcica.- Nigdy nie myślałam, że zobaczę jak ktoś z rodziny Fore, zniża się do wejścia na statek. Co też twój wuj knuje, że aż kupił statek i wysłał cię w takie miejsce.

Derenhallczyk spochmurniał i przestał udawać, że jest szczęśliwy z tego spotkania. Lewa ręka, która trzymał za plecami, zgodnie ze szlacheckim zwyczajem, zacisnęła się w pięść. Nie uszło to uwadze stojących za nim towarzyszy Laury, którzy z zaciekawieniem wpatrywali się w spotkanie dawnych znajomych.

-Szanowny Kastiel Fore nie żyje-powiedział drżącym głosem Rajmundo.-Przybyliśmy do tego miasta na rozkaz jego najmłodszego syna, Marduka. Śmierć przyszła po mego wuja w sposób wyjątkowo gwałtowny.

-Nigdy go nie lubiłam-wzruszyła ramionami Laura, kompletnie nieprzejęta.- Ale szkoda mi Marduka. Ile ten dzieciak ma w ogóle lat?

-Jest młodszy od ciebie o jedynie trzy lata-syknął Rajmundo.-Mimo to już mogę cię zapewnić, że jest godnym następcą swego ojca!

-O to nietrudno-mruknęła dziewczyna i usiadła z powrotem przy rozwalonym już barku.-Więc jakiś pirat zabił Kastiela, zgadza się? Musiał to być niezły szajbus, że wam się naraził.

-Jeżeli miałabyś okazję go spotkać i zabić to moja rodzina chętnie cię wynagrodzi-powiedział Rajmundo, podchodząc do swojego kuzyna.-Ten pirat to niejaki Targolik. Musiał zauważyć, że go śledzimy i wymanewrował nas daleko na północ. Gdyby twoja załoga zahaczyła o Kręte Morze to pewnie tam go znajdziecie, my nie mamy tam wstępu.

Derenhallczyk kopnął leżącego krewniaka, który powoli wstawał drżąc kolanami. Uderzenie Białego Misia było w istocie potworne, jednak o dziwo kamienna podłoga była w o wiele gorszym stanie niż jego twarz na której widać były siniaki i zranienia ale przypominały raczej rany po zwykłej bójce a nie po zmiażdżeniu głowy o podłogę.

-Ale to cholernie boli! Następnym razem najpierw…

-MILCZ!-krzyknął Rajmundo przerywając swojemu kuzynowi.-Przez tą małą manipulantkę naraziłeś całe nasze zadanie! Jako Diogenes, masz się mnie słuchać podczas tej wyprawy i nie podejmować niepotrzebnych awantur!

-Ale przecież to…

-Zapominasz się Havranie! Służymy Czarnemu Księżycowi a on wyraźnie wyznacza nam nasze cele. Dziewczyna może i jest morderczynią, ale według naszych praw stoi niżej od zabójcy twojego ojca a mego wuja!

Havran skłonił się nisko i wycedził przez zęby przeprosiny, powstrzymując łzy, które już było widać na jego oczach.

-No dobrze, już dobrze-poklepał go po ramieniu Rajmundo.-Bierz topór i znikamy, lepiej nie denerwować pana Misia.

Derenhallczycy jeszcze raz przeprosili Białego Misia i wręczyli karczmarzowi Barynie pokaźną sumkę zadośćuczynienia za zniszczony lokal, znacznie przewyższającą wartość rozwalonych mebli.

Havran wyszedł po tym bez słowa nawet się nie odwracając. Rajmundo był w znacznie lepszym humorze i życzył nawet wszystkim miłego dnia. Uścisnął ręce towarzyszom Laury, solennie ich przepraszając. Zwłaszcza długo ściskał ręce Sorkvildowi i Dickowi, któremu zresztą puścił oczko, uśmiechając się znacząco.

-Laura ma wielkie szczęście mając takich przyjaciół. Mam nadzieje, że jeszcze się spotkamy.

Po czym zdjął swoją fedore, ukłonił się nisko i wyszedł, po raz kolejny przepraszając Białego Misia.

-Cholerny cudak-mruknął Pekko, gdy Rajmundo w końcu wyszedł. Spojrzał na Laurę, jakby chciał ją o coś zapytać, ale zmienił zdanie uznając, że to by była strata czasu. Dziewczyna by i tak nic nie powiedziała.

Statek Derenhallczyków odpłynął po godzinie, gdy zakupili nieco zapasów i rozprostowali na lądzie kości. Załoga przyjęła to dość dobrze, najpewniej dlatego, że przebywanie w przemytniczym porcie, niezbyt im pasowało, byli w końcu zwykłymi marynarzami a nie piratami.

Zgodnie z obietnicą Białego Misia, nazajutrz wszyscy jego goście weszli na pokład „Szybkiego Rysia”, który miał ich zabrać do Sylentu. Na odchodne, burmistrz Paludy, wręczył im nieco pieniędzy i oddał Fergusona, którego ukrył w kominku. Sporo czasu rozmawiał również z Pekkiem, który nie chciał zdradzić co też olbrzym mu przekazał.

Wszyscy ucieszyli się gdy Telvana Mora znikała z ich oczu. Zostawiali Popielną Wyspę za sobą a przed nimi czekał największy port świata z dziesiątkami atrakcji i godnych uwagi miejsc do odwiedzenia.

Wieczorem wszyscy mężczyzni (wliczając w to Fergusona), debatowali pod pokładem, co też będą robić w Sylencie i co zrobią dalej. Laura do nich nie dołączyła. Cały czas trzymała w ręku notatkę, którą znalazła przed karczmą i którą musiał upuścić Rajmundo.

Było na niej napisane po Derenhallsku: „Targolik ma jedyną rzecz na której ci kiedyś zależało".

Dziewczyna rzuciła w końcu kartkę do morza i zeszła pod pokład by pogadać z resztą. Przeszłość miała ją w końcu dopaść, ale z pewnością nie było to dzisiaj.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz